Connect with us

Wiadomości

84 lata temu wojska niemieckie zaatakowały RP

Published

on

fot. PAP

84 lata temu, 1 września 1939 r., niemieckie wojska bez wypowiedzenia wojny o świcie przekroczyły na całej długości granice RP. Osamotniona Polska mimo bohaterskiego oporu trwającego ponad pięć tygodni nie mogła skutecznie przeciwstawić się agresji Niemiec i sowieckiej inwazji przeprowadzonej 17 września.

„Zniszczenie Polski jest naszym pierwszym zadaniem. Celem musi być nie dotarcie do jakiejś oznaczonej linii, lecz zniszczenie żywej siły. Nawet gdyby wojna miała wybuchnąć na Zachodzie, zniszczenie Polski musi być pierwszym naszym zadaniem. Decyzja musi być natychmiastowa ze względu na porę roku. Podam dla celów propagandowych jakąś przyczynę wybuchu wojny. Mniejsza z tym, czy będzie ona wiarygodna, czy nie. Zwycięzcy nikt nie pyta, czy powiedział prawdę, czy też nie. W sprawach związanych z rozpoczęciem i prowadzeniem wojny nie decyduje prawo, lecz zwycięstwo. Bądźcie bez litości, bądźcie brutalni” – słowa te wypowiedział Adolf Hitler na naradzie dowódców w przededniu podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. Planowany atak miał nastąpić 26 sierpnia, ale pod wrażeniem zawarcia 25 sierpnia sojuszu polsko-brytyjskiego Hitler zdecydował się na jego odwołanie. W ciągu kilku następnych dni Niemcy kontynuowali przygotowania do ataku i spreparowali pretekst do wojny w postaci prowokacji w radiostacji gliwickiej.

 

Wojska niemieckie rozpoczęły działania zbrojne 1 września 1939 r. o godz. 4.35 od zbombardowania Wielunia. Atak ten nastąpił kilka minut przed salwami pancernika „Schleswig-Holstein” oddanymi w kierunku Westerplatte.

Advertisement

 

Strona niemiecka przystępując do wojny z Polską, wystawiła 1 850 tys. żołnierzy, 11 tys. dział, 2 800 czołgów i 2000 samolotów. Wojsko Polskie dysponowało dwukrotnie mniejszą liczbą żołnierzy (950 tys.), ponaddwukrotnie mniejszą liczbą dział (4,8 tys.), czterokrotnie mniejszą liczbą czołgów (700) i pięciokrotnie mniejszą liczbą samolotów (400). Przewaga niemiecka na głównych kierunkach uderzeń była jeszcze większa.

 

Niemiecki plan ataku na Polskę przewidywał wojnę błyskawiczną, której celem miało być przełamanie polskiej obrony, a następnie okrążenie i zniszczenie głównych sił przeciwnika. Wojska niemieckie miały przeprowadzić koncentryczne uderzenie ze Śląska, z Prus Wschodnich i Pomorza Zachodniego w kierunku Warszawy. Niemieckie plany zakładały osiągnięcie w ciągu tygodnia linii Narwi, Wisły oraz Sanu i zniszczenie armii polskiej.

Advertisement

 

Sytuację militarną Polski pogarszała długość granicy z Niemcami, która po zajęciu przez III Rzeszę Czech i Moraw oraz wkroczeniu niemieckich wojsk na Słowację liczyła ok. 1600 km. Umożliwiało to zaatakowanie Polski z zachodu, północy i południa.

 

Przygotowując plany obrony, polskie dowództwo nie przesunęło wojsk na linię Narwi, Wisły i Sanu, z punktu widzenia wojskowego najkorzystniejszą, ale zgrupowało większe siły w rejonach przygranicznych.

Advertisement

 

Zdecydowano się na takie posunięcie z powodów politycznych. Nie chciano bowiem oddawać bez walki Pomorza i Śląska, obawiając się, że Niemcy po zajęciu tych terenów zakończą działania militarne, oświadczając, iż naprawione zostały w ten sposób „krzywdy” wyrządzone przez Traktat wersalski, i zwrócą się następnie o międzynarodową mediację. Obawiano się także tego, że przemarsz niemieckiej armii przez polskie terytorium opuszczone przez Wojsko Polskie bardzo źle wpłynie na morale społeczeństwa i złamie w nim wolę walki.

 

Wojska niemieckie od samego początku walk odnosiły sukcesy. Luftwaffe po zdobyciu panowania w powietrzu rozpoczęło bombardowanie szlaków komunikacyjnych, zgrupowań polskich wojsk, a także dokonywało nalotów na miasta. Wojska pancerne wspierane przez piechotę przełamywały polskie linie obrony i wychodziły głęboko na tyły. Strona niemiecka miała nie tylko przewagę liczebną, ale dysponowała również nowocześniejszym uzbrojeniem i sprzętem.

Advertisement

 

3 września związane z Polską układami sojuszniczymi Wielka Brytania i Francja przekazały władzom III Rzeszy ultimatum, w którym domagały się od Niemiec natychmiastowego wstrzymania działań wojennych i wycofania swoich wojsk z terytorium Polski.

 

Po jego odrzuceniu rządy obu państw przystąpiły do wojny z Niemcami. Tym samym Hitlerowi nie udała się izolacja konfliktu polsko–niemieckiego i powtórzenie scenariusza z Monachium.

Advertisement

 

Pomimo wypowiedzenia wojny Niemcom wojska brytyjskie i francuskie nie podjęły żadnych efektywnych działań militarnych przeciwko III Rzeszy. Polska pozostała więc w konflikcie z Niemcami osamotniona.

 

Niemały wpływ na decyzję Londynu i Paryża miała wiedza na temat treści tajnego protokołu układu Ribbentrop–Mołotow z 23 sierpnia 1939 r., dotyczącego podziału terytorium Polski pomiędzy III Rzeszę a Związek Sowiecki.

Advertisement

 

Inną kwestią jest to, że zarówno Francja, jak i Wielka Brytania nie były przygotowane we wrześniu 1939 r. do wojny z Niemcami. Odpowiedź na pytanie, jaki byłby efekt podjętej mimo to ofensywy przeciwko Niemcom na Zachodzie, pozostanie w sferze spekulacji.

 

Po wygranej bitwie granicznej wojska niemieckie zaczęły coraz bardziej zagrażać stolicy. W nocy z 4 na 5 września rozpoczęto ewakuację urzędów centralnych i rządowych. 6 września Warszawę opuścił urząd marszałek Edward Rydz-Śmigły, który przeniósł swoją kwaterę do Brześcia nad Bugiem.

Advertisement

 

Walczące oddziały rozkazem Naczelnego Wodza miały tworzyć linię obrony wzdłuż Narwi, Wisły i Sanu.

 

8 września pierwsze oddziały niemieckie dotarły pod Warszawę, której obroną kierowali gen. Walerian Czuma i prezydent Stefan Starzyński, pełniący funkcję cywilnego dowódcy obrony stolicy. Dzień wcześniej, po siedmiu dniach obrony, skapitulowała załoga Westerplatte. Ich postawa niemal natychmiast urosła do rangi symbolu oporu wobec brutalnej agresji.

Advertisement

 

Uderzenie Niemców na Warszawę zatrzymane zostało na pewien czas dzięki wielodniowej bitwie nad Bzurą (9-18 września), największej w czasie kampanii wrześniowej, w której udział wzięły wycofujące się z Wielkopolski i Kujaw armie „Poznań” i „Pomorze” pod dowództwem gen. Tadeusza Kutrzeby. Mimo że bitwa ta zakończyła się klęską wojsk polskich, niewątpliwie opóźniła kapitulację Warszawy i wiążąc wojska niemieckie, umożliwiła wycofanie się polskich oddziałów do Małopolski Wschodniej.

 

O poranku 17 września, łamiąc obowiązujący polsko-sowiecki pakt o nieagresji, na teren Rzeczypospolitej wkroczyły oddziały Armii Czerwonej. Kreml kłamliwie uzasadnił agresję rzekomym upadkiem państwa polskiego i ucieczką władz. Niemcy od kilkunastu dni ponaglali już Sowietów, aby zajęli obszary uznane w pakcie Ribbentrop-Mołotow za ich strefę interesów. Stalin zwlekał jednak z podjęciem decyzji, czekając na to, jak zachowają się wobec niemieckiej agresji na Polskę Wielka Brytania i Francja, a także przyglądając się temu, jak silny opór Niemcom stawia polskie wojsko. Siły Armii Czerwonej skierowane przeciwko Rzeczypospolitej wynosiły w sumie ok. 1,5 mln żołnierzy, ponad 6 tys. czołgów i ok. 1800 samolotów. Opór agresji stawiły siły Korpusu Ochrony Pogranicza oraz improwizowane siły polskie w Wilnie i Grodnie. Obrona tego drugiego miasta stała się symbolem postawy Polaków na Kresach. Popełnione w tym mieście zbrodnie sowieckie były zapowiedzią ludobójstwa na Polakach dokonanego na rozkaz Kremla w latach 1939-1941.

Advertisement

 

W reakcji na sowiecką agresję 17 września wieczorem Naczelny Wódz wydał następujący rozkaz: „Sowiety wkroczyły. Nakazuję ogólne wycofanie na Rumunię i Węgry najkrótszymi drogami. Z bolszewikami nie walczyć, chyba w razie natarcia z ich strony albo próby rozbrojenia oddziałów. Zadanie Warszawy i miast, które miały się bronić przed Niemcami – bez zmian. Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii”.

 

Władze polskie wzywając do unikania walki z Armią Czerwoną, nie uznały jej wkroczenia za powód do wypowiedzenia wojny i nie zerwały stosunków dyplomatycznych z Moskwą. Zaistniała sytuacja zadecydowała o tym, że w nocy z 17 na 18 września prezydent Ignacy Mościcki wraz z rządem polskim i korpusem dyplomatycznym przekroczył granicę rumuńską, planując przedostanie się do Francji. Razem z nimi terytorium polskie opuścił Naczelny Wódz, marszałek Rydz-Śmigły.

Advertisement

 

Pomimo wkroczenia wojsk sowieckich do Polski i ewakuacji najwyższych władz RP walki trwały nadal. Od 17 września pod Tomaszowem Lubelskim armie „Kraków” i „Lublin” toczyły bój z Niemcami, usiłując przedostać się na tzw. przedmoście rumuńskie. 20 września, po wyczerpaniu amunicji, skapitulowały. 22 września, po wielodniowej walce z Niemcami, dowódca obrony Lwowa gen. Władysław Langner poddał miasto Sowietom.

 

Do 28 września broniła się Warszawa, a do 2 października załoga Helu. 6 października zakończyła walkę ostatnia duża polska formacja – Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie”, dowodzona przez gen. Franciszka Kleeberga, która przedzierając się w kierunku stolicy, toczyła boje i z Wehrmachtem, i z Armią Czerwoną. W polu pozostał jedynie Oddział Wydzielony Wojska Polskiego pod dowództwem mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala”, który kontynuował walkę do kwietnia 1940 r.

Advertisement

 

Ogromnie ważną kwestią w obliczu przegranej wojny stawało się zachowanie ciągłości istnienia i działania struktur państwowych. Dlatego też, wobec internowania przedstawicieli najwyższych władz RP w Rumunii, prezydent Mościcki na podstawie zapisów Konstytucji kwietniowej z 1935 r. zdecydował się na ustąpienie ze swego urzędu i wyznaczenie następcy w osobie Władysława Raczkiewicza. Początkowo nominatem na urząd prezydenta był gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski, ale decyzję zmieniono z powodu sprzeciwu sojuszników. 30 września nowy prezydent, przebywający we Francji, powołał rząd, na którego czele stanął gen. Władysław Sikorski.

 

Kampania rozpoczęta we wrześniu 1939 r. zakończyła się dla Polski klęską. Samotnie walczące z niemiecką i sowiecką potęgą wojska polskie nie mogły liczyć w niej na zwycięstwo. W tej sytuacji, jak powiedział w jednym z wywiadów prof. Marian Zgórniak, nawet „gdyby na miejscu Rydza-Śmigłego był Aleksander Macedoński, też by tej kampanii nie wygrał”.

Advertisement

 

Straty po stronie polskiej wynosiły ok. 200 tys., w tym 70 tys. poległych. Do niemieckiej niewoli wziętych zostało ponad 400 tys. żołnierzy, w tym ponad 10 tys. oficerów.

 

Straty niemieckie wynosiły ok. 45 tys. poległych i rannych żołnierzy. Ponadto armia niemiecka straciła ok. 1000 czołgów i samochodów pancernych oraz blisko 700 samolotów. Były to straty poważne i stanowiły ponad 30 proc. stanu bojowego, co doprowadziło do opóźnienia kolejnych działań niemieckich, aż do kwietnia 1940 r.

Advertisement

 

W walkach z Armią Czerwoną zginęło ok. 2,5 tys. polskich żołnierzy, a ok. 20 tys. było rannych i zaginionych. Do niewoli sowieckiej dostało się ok. 200 tys. żołnierzy, w tym ponad 10 tys. oficerów. Straty sowieckie wynosiły ok. 3 tys. zabitych i 6-7 tys. rannych.

 

Ok. 70 tys. żołnierzy polskich przekroczyło granicę Rumunii i Węgier, natomiast na Litwę i Łotwę przedostało się ok. 18 tys.

Advertisement

 

W czasie wrześniowych walk wojska niemieckie postępowały z wyjątkowym okrucieństwem. Lotnictwo atakowało ludność cywilną, a Wehrmacht na zdobytych terenach dokonywał masowych egzekucji. Przykładem tego typu zbrodniczych działań były wydarzenia w Bydgoszczy, gdzie tylko 9 września rozstrzelano 400 Polaków. Już na początku działań zbrojnych Niemcy rozpoczęli także brutalne prześladowania ludności żydowskiej.

 

W sumie w wyniku niemieckich represji we wrześniu 1939 r. zginęło co najmniej 16 tys. osób.

Advertisement

 

Wkraczająca na ziemie RP Armia Czerwona zachowywała się równie bestialsko. W Grodnie po zajęciu miasta Sowieci wymordowali ponad 300 jego obrońców. Przykładów tego typu morderstw popełnianych na polskich wojskowych, policjantach i cywilach jest wiele, m.in. na Polesiu (150 oficerów) czy w okolicach Augustowa (30 policjantów).

 

Kampania wrześniowa jest i z pewnością długo jeszcze będzie tematem wielu sporów i dyskusji.

Advertisement

 

Prof. Zgórniak oceniając działania Rydza-Śmigłego i ministra spraw zagranicznych Józefa Becka z 1939 r., wyraził następującą opinię: „Nie popełnili błędu, ponieważ w okolicznościach, w jakich przyszło im działać, nie było w zasadzie lepszego wyjścia. Nie byli geniuszami, ale zrobili lepiej lub gorzej to, co do nich należało. Historia obeszła się z nimi okrutnie, ale taki jest już los polityków, którzy przegrali. Oczywistym ich sukcesem stało się to, że wojna Hitlera z Polską nie stała się wojną lokalną. Stała się początkiem wielkiej wojny, w której Zachód walczył również o Polskę. W chwili gdy we wrześniu 1939 roku przegrywała Polska, przegrywała także Europa”.

 

Historycy zgodni są najczęściej co do tego, że żołnierz polski walczył dobrze. „Stawiając czoło blitzkriegowi przez pięć tygodni w osamotnieniu – stwierdzał prof. Norman Davies – armia polska spisała się lepiej niż połączone siły brytyjskie i francuskie w roku 1940. Polacy spełnili swój obowiązek”.

Advertisement

 

O waleczności Polaków we wrześniu 1939 r. prof. Paweł Piotr Wieczorkiewicz pisał, że „w ekstremalnie trudnych warunkach były przykłady graniczącego z fanatyzmem bohaterstwa: walka załóg Węgierskiej Górki, Borowej Góry i Wizny, obrona Warszawy, Lwowa i Wybrzeża, postawa Wołyńskiej BK w pierwszych dwóch dniach wojny, szaleńcza odwaga kawalerzystów gen. Abrahama w odwrocie znad Bzury, bitność 11. Karpackiej DP w Lasach Janowskich, odporność 1 DPLeg., zwanej przez Niemców z szacunkiem +żelazną+, odyseja zgrupowania KOP i GO +Polesie+ i oczywiście twarda postawa 10. Brygady Kawalerii Zmotoryzowanej”.

 

Analizując błędy popełnione w czasie kampanii wrześniowej, część historyków zwraca uwagę na zbyt wczesne przeniesienie kwatery Naczelnego Wodza z Warszawy do Brześcia oraz przedwczesne opuszczenie stolicy przez prezydenta i rząd.

Advertisement

 

Niektórzy surowo oceniają działania samego Rydza-Śmigłego, a szczególnie jego decyzję o przedwczesnym przekroczeniu granicy rumuńskiej i opuszczeniu walczących wciąż wojsk. Po 17 września możliwy był jego ryzykowny powrót drogą lotniczą do Warszawy i symboliczne objęcie ponownego dowodzenia.

 

Wspomniany już prof. Wieczorkiewicz w artykule „Wrzesień 1939 – próba nowego spojrzenia” zarzucał Naczelnemu Wodzowi m.in. „karygodny wręcz sposób wdrożenia planu wojny w życie”.

Advertisement

 

„Plan wojny – pisał Wieczorkiewicz – nie dość, że ogólnikowy i nierozpracowany w kolejnych stadiach, marszałek co gorsza otoczył niezrozumiałym wręcz nimbem tajemnicy nie tylko wobec własnego sztabu […] Kolejnym błędem stała się, również wyniesiona z wojny 1920 roku, skrajna wręcz centralizacja dowodzenia […] Efektem, już w trakcie kampanii, stały się ingerencje Rydza-Śmigłego w rozkazodawstwo na poziomie dywizji i brygad, niemal zawsze spóźnione i nieadekwatne do sytuacji. Stało się tak, ponieważ, jak zauważa trafnie płk Porwit, +marszałek wziął na siebie obowiązki ponad siły, i to bez prawidłowej pomocy sztabu+. Co gorsza, czego można było i należało się spodziewać, naczelny wódz, w warunkach rwącej się łączności pozbawiony najdalej po kilku dniach możliwości realnej komunikacji z podwładnymi, utracił praktycznie możliwość kierowania operacjami”.

 

Cytowany płk Marian Porwit, jeden z dowódców obrony Warszawy w 1939 r., oceniając kampanię wrześniową, stwierdził, że „została przegrana nie na miarę sił zbrojnych państwa o trzydziestopięciomilionowej ludności, zwłaszcza jeśli idzie o charakter i rozmiar walk”.

Advertisement

 

Jednym z kluczowych pytań pojawiających się przy rozważaniach na temat 1 września 1939 r. jest to dotyczące tego, czy Polska mogła wówczas uniknąć wojny z Niemcami. Naczelny Wódz z 1939 r. nie miał najmniejszych wątpliwości, że przyjęcie pierwszych żądań stawianych przez Hitlera wobec Polski spowodowałoby pojawienie się następnych, dotyczących nie tylko Gdańska czy Pomorza, ale także Śląska i Poznańskiego. Celem tej taktyki było, zdaniem Rydza-Śmigłego, doprowadzenie do „zupełnego zniszczenia niepodległości Polski i całkowitego podporządkowania jej Niemcom”.

 

Rydz-Śmigły tuż po wrześniowej klęsce odpowiedział na to pytanie następująco: „Polska wojny uniknąć nie mogła, jeśli nie chciała skończyć w niesławie. Poniosła i ponosi olbrzymie ofiary, ale dała początek wojnie wyzwoleńczej spod supremacji niemieckiej”.

Advertisement

 

Jeszcze przed kapitulacją Warszawy rozpoczął się nowy etap wojny. 27 września w Warszawie powołana została Służba Zwycięstwu Polski, zalążek Polskiego Państwa Podziemnego.(PAP)

Advertisement
Continue Reading
Advertisement
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Wiadomości

1 maja – 130 lat burzliwej historii Święta Pracy

Published

on

By

fot. PAP

Od pochodów i strajków lewicy niepodległościowej w czasie zaborów, przez burzliwe świętowanie w II RP i propagandowe defilady w PRL po pielgrzymki ludzi pracy na Jasną Górę – tak 1 maja obchodzono w Polsce na przestrzeni lat Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy zwany Świętem Pracy.

„Ja też śpiewam. A kolor jego jest czerwony. A kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew. A kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew! Tłum jak wielkie zwierzę. (…) Ja mieszkam w tłumie. Jestem Jonaszem, w kieszeni mam wypełnioną ołowiem pałkę. Tłum waży sześćset ton, tyle, co cztery płetwale, sześćset ton ludzkiego cielska, a kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew. Idziemy Wolską, w stronę Starego Miasta, idziemy powoli i śpiewamy. Z okien czasem ktoś powiewa flagą, czerwoną, biało-czerwoną, krzyczy: +Niech żyje!+. Na Chłodnej dołączają do nas bundowcy i Poalej Syjon Lewica, chwilowo w stanie rozejmu, pochody mieszają się ze sobą, pamiętam to tak dokładnie, chwila zamieszania, pokrzykiwania przodowników i pochód formuje się ponownie, polskie transparenty, transparenty w jidysz, a ja zaraz za Szapirą, Szapiro rozluźniony i uważny, idziemy dalej. Za naszą bojówką bojówka Bundu, prawilne, zadziorne chłopaki, potem bojówka Poalej Syjon” – tak plastycznie opisywał pochód 1 maja w swojej powieści „Król” Szczepan Twardoch. Niektórzy bohaterowie „Króla” idący ulicami Warszawy połowy lat trzydziestych mogli mieć w pamięci pochody z czasów panowania rosyjskiego, gdy przedstawiciele lewicy niepodległościowej ryzykowali nie tylko ranami odniesionymi w walkach z przeciwnikami politycznymi, ale także śmiercią z rąk rosyjskiej żandarmerii.

 

Obchody Międzynarodowego Dnia Solidarności Ludzi Pracy na ziemiach polskich są związane z rozwojem ruchu robotniczego w ostatnich dekadach XIX wieku. W 1886 r. policja stłumiła strajk robotników w Chicago. Co ciekawe, powodem protestu McCormick Harvester Co. nie było łamanie praw pracowników, lecz planowana modernizacja fabryki, która oznaczała zwolnienie dużej części załogi. 1 maja rozpoczęły się starcia z policją. 4 maja jeden z robotników rzucił w funkcjonariuszy bombą. Zginęło jedenastu robotników i siedmiu policjantów. Sąd skazał siedmiu przywódców zamieszek na kary śmierci (wyrok wykonano wobec czterech). Trzy lata później kongres II Międzynarodówki uznał rocznicę rozpoczęcia tych krwawych zamieszek za Święto Funkcjonariuszy Pracy. Socjaliści określali skazanych jako męczenników bitwy o prawa robotnicze. Ogłoszony przy tej okazji hymn „Na dzień 1 maja” wykorzystywał melodię „Warszawianki” Wacława Święcickiego (później nazywanej „Warszawianką 1905”).

Advertisement

 

Ruch socjalistyczny na ziemiach polskich odradzał się w tym czasie po klęsce I Proletariatu. Pierwsze pochody i strajki organizowały II Proletariat i Związek Robotników Polskich. W 1891 r. w Łodzi i Żyrardowie doszło do starć z wojskiem, a następnie do represji władz carskich. Z późniejszych demonstracji największe rozmiary przybrały wystąpienia w okresie rewolucji 1905 r. Na 1 maja wydawano również specjalne ulotki i jednodniówki. Największy autorytet polskiej lewicy niepodległościowej Bolesław Limanowski z perspektywy Paryża w kolportowanej w Warszawie odezwie podsumowywał dotychczasowe efekty rewolucji: „Ten niespodziewany w swej potędze przejaw woli ludowej zatrwożył i najeźdźców, i wyzyskiwaczy. Najeźdźcy zaczęli przemawiać do ludu w jego ojczystym języku, który przedtem pogardliwie psim nazywali. Wyzyskiwacze spostrzegli, iż trzeba poczynić robotnikom ustępstwa, pomiarkować nieco swoją chciwość”. W przesłaniu Limanowski akcentował wątki niepodległościowe: „Musimy przygotować się należycie do wymiatania śmieci z kraju, kiedy na nas zawołają: już pora. A gdy wymieciemy śmiecie z kraju, to mając broń w ręku, nie pozwolimy, aby ktoś nieproszony gospodarzył w naszym domu, ale sami zostaniemy gospodarzami w naszej Rzeczypospolitej i urządzimy się tak, jak nam będzie najlepiej”.

 

W zupełnie innym tonie, już u zarania niepodległości utrzymane były pierwszomajowe odezwy organizacji lewicowych, które nie dążyły do budowy własnego państwa. 1 maja 1918 r. Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy wzywała do strajku generalnego wymierzonego w okupantów z Niemiec i Austro-Węgier oraz „na chwałę robotnikom rosyjskim, ich potężnemu zwycięstwu nad caratem i burżuazją, ich przesławnej rewolucji socjalnej”. Ostatecznym celem miało być zjednoczenie z rewolucją bolszewicką w Rosji.

Advertisement

 

Nieprzypadkowo więc, w czasach II Rzeczypospolitej 1 maja na ulicach toczyły się walki nie tylko pomiędzy ugrupowaniami lewicowymi a narodową demokracją, ale również zwolennikami lewicy niepodległościowej i agenturalnej Komunistycznej Partii Polski. Oddzielne pochody organizowała też żydowska partia Bund. W niektórych regionach własne uroczystości miały również środowiska chłopskie. Były one wyjątkowo okazałe ze względu na udział orkiestr ludowych. Wszystkie pochody i wiece były chronione przez uzbrojone (czasami w broń palną) bojówki partyjne.

 

W największych ośrodkach przemysłowych – Warszawie, Łodzi i na Górnym Śląsku – robotnicy zbierali się w swoich fabrykach lub dzielnicach i wspólnie dołączali do wielkiego marszu w centrum miasta. „W fabryce Lilpopa o godz. 9 otwarto bramę dla umożliwienia publiczności wzięcia jak najliczniejszego udziału w obchodzie. […] Następnie uformował się pochód w liczbie ponad 3000 osób, reprezentujących fabryki Lilpopa, Franaszka oraz dzielnicę Wola i podmiejską Chrzanów. W pochodzie zwracał uwagę liczny oddział rowerzystów, młodzież ze sztandarami oraz kobiety i dzieci” – pisano w jednej z relacji w latach trzydziestych. Niekiedy w pochodach z tamtego czasu niesiono portrety teoretyków socjalizmu – Karola Marksa i Fryderyka Engelsa – oraz Ignacego Daszyńskiego i zamordowanego przez włoskich faszystów przywódcę socjalistów, Giacoma Matteottiego. Od wieców odbywających się w innych krajach Europy te organizowane przez polską lewicę niepodległościową odróżniały również śpiewane pieśni: „Międzynarodówkę” zastępowano „Czerwonym sztandarem” i „Warszawianką 1905”. Stołeczne zgromadzenia PPS kończyły się z reguły na placu Dąbrowskiego, gdzie przywódcy formacji wygłaszali płomienne przemówienia.

Advertisement

 

„1 maj w roku bieżącym jest świętem o wyjątkowym znaczeniu. Tradycyjne święto pracy w warunkach odzyskanej niepodległości, w momencie odbudowy naszej państwowości, w momencie dobijania potwora hitlerowskiego w jego własnym, zbójeckim gnieździe – urasta do roli święta ogólnonarodowego” – stwierdzało wydawane na warszawskiej Pradze „Życie Warszawy”. Artykuł „Święto 1 Maja w Polsce Odrodzonej” jest manifestem ideologicznego przesłania komunistów w pierwszych latach ich władzy. 1 maja, podobnie jak początkowo tolerowane Święto Konstytucji 3 Maja, miał być wykorzystywany do propagowania ideałów „wolności, demokracji, postępu”. Walka o nie miała być kontynuacją walki z „reżimem sanacji” oraz okupantem niemieckim. „Tylko konsekwentne odgrodzenie się od sanacyjno-ozonowych tradycji – tylko gruntowne wykorzenienie ich w naszym społeczeństwie – może być warunkiem – może być warunkiem, że cele, jakie postawiliśmy przed sobą na drodze do Polski demokratycznej, będą w pełni zrealizowane” – podkreślano w artykule podpisanym przez ppłk. Stefana Matuszewskiego, ministra informacji i propagandy w rządzie tymczasowym. „W oparciu o przymierze ze Związkiem Radzieckim potrafimy w całej pełni zapewnić naszemu demokratycznemu Państwu siłę i rozkwit w przyszłości” – dodawał Matuszewski.

 

Mimo że stolica była w gruzach, propagandowy dziennik wydawany na Pradze zapowiadał uroczystości mające odbyć się na lewym brzegu Wisły. „Już wczoraj w godzinach popołudniowych Warszawa przybrała odświętną szatę. Gmach Opery na Placu Teatralnym i cały szereg ocalałych wśród ruin domów udekorowano portretami Prezydenta Bieruta, Premiera Osóbki-Morawskiego, gen. broni Roli-Żymierskiego i opasano olbrzymimi wstęgami i wieńcami zieleni. Wieczorem na głównych arteriach Warszawy po raz pierwszy od dłuższego czasu zajaśniały żarówki elektryczne latarni ulicznych. […] Radosny nastrój tłumów biorących udział w tej wieczornej manifestacji w przeddzień Święta 1 Maja, jasno oświetlone ulice stolic, artystycznie wykonane dekoracje usunęły nieco w cień smutny obraz gruzów i ruin Warszawy” – opisywali redaktorzy „Życia Warszawy”. 1 maja pierwsza defilada w Polsce rządzonej przez komunistów przeszła od placu Teatralnego, przez Krakowskie Przedmieście do skrzyżowania z Alejami Jerozolimskimi. Gazeta „szacowała” liczbę manifestantów na 100 tysięcy.

Advertisement

 

Poza powtarzającymi się „rytualnymi” przemówieniami podkreślającymi wagę przyjaźni ze Związkiem Sowieckim i „przemian demokratycznych” przedstawiciele nowej władzy ostrzegali „wrogów ludu”. „Usiłuje jeszcze bruździć reakcja. My umiemy doskonale odróżnić nieznanych żołnierzy i bojowników, którzy ginęli pod gruzami Warszawy w walce z Hitlerem, od przywódców, od tej złej kliki, przez którą Warszawa została zniszczona. Niech reakcja nie usiłuje zainkasować zasług tych, którzy nie dla niej ginęli, lecz ginęli dla Polski” – mówił reprezentujący PPR minister oświaty Stanisław Skrzeszewski.

 

Co charakterystyczne dla pierwszego okresu istnienia „Polski ludowej”, obok informacji o obchodach 1 maja zamieszczano zapowiedzi uroczystości w rocznicę Konstytucji 3 maja. W mszy za ojczyznę w ocalałym kościele seminaryjnym miały wziąć udział władze państwowe i wojsko.

Advertisement

 

W kolejnych latach wraz z umacnianiem się nowego systemu obchody 1 maja stawały się coraz bardziej masowe i przymusowe dla robotników, uczniów i „inteligencji pracującej”. Oficjalne ogłoszenie 1 maja świętem państwowym było tylko formalnym potwierdzeniem tego procesu. „Dla zadokumentowania osiągnięć i zwycięstw klasy robotniczej, przodującej siły Narodu, budującego socjalizm, jako wyraz umocnienia się władzy ludowej, w hołdzie dla tysięcy bojowników wolności i postępu, dla zamanifestowania solidarności narodu Polskiego z siłami postępu i pokoju na całym świecie, w 60-tą rocznicę pierwszego obchodu międzynarodowego święta proletariatu w Polsce stanowi się, co następuje: Dzień 1 maja jest dniem święta państwowego, wolnym od pracy” – głosiła ustawa z kwietnia 1950 r. o ustanowieniu 1 maja świętem państwowym.

 

Propaganda komunistyczna w okresie stalinizmu wydaje się dokładnym odzwierciedleniem zapisów ustawy z kwietnia 1950 r. Podczas wielkiego pochodu 1 maja 1950 r. szczególnie wiele transparentów i słów poświęcono „współpracy i przyjaźni” ze Związkiem Sowieckim. Symbolem „budowy socjalizmu” były liczne hasła zapewniające o wykonaniu tzw. planu sześcioletniego. Wzorem pochodów moskiewskich ważnymi aktorami ich polskich odpowiedników byli przodownicy pracy przepasani szarfami informującymi o przekroczeniu norm prac. Na niektórych wiecach byli obecni weterani ruchu z czasów przewrotu 1905 r. „Cześć wielkim rewolucyjnym tradycjom 60-letnich walk pierwszomajowych” – głosił jeden z transparentów. Konsekwentnie pomijano ich ówczesne barwy partyjne. Przynależność do niepodległościowego PPS kłóciłaby się z czczonymi przez komunistów „tradycjami internacjonalistycznymi” przeciwnej odbudowie niepodległości Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy.

Advertisement

 

1 maja był także okazją do budowy polskiego odpowiednika stalinowskiego kultu jednostki. W „Polskiej Kronice Filmowej” z maja 1950 r. można było obejrzeć relację z wizyty delegacji młodzieży szkolnej u prezydenta RP Bolesława Bieruta. „Prezydent życzył swym gościom – przodownikom w nauce – żeby w przyszłości stali się również przodownikami pracy” – relacjonował lektor PKF Andrzej Łapicki. Mimo że podczas uroczystości w ogrodach Belwederu uczestniczyli też premier Józef Cyrankiewicz i sowiecki marszałek w polskim mundurze Konstanty Rokossowski, to Bierut był jedynym bohaterem tego wydarzenia. W PKF z 1953 r., szczytowego okresu polskiego stalinizmu, kamera uchwyciła scenę, w której matka pokazywała kilkuletniemu synowi Bieruta na trybunie honorowej. „Zobacz, dziecko, to nasz wódz, nauczyciel, przyjaciel” – głosił komentarz. Zbliżało to dyktatora do propagandowego wizerunku nieżyjącego już wówczas przywódcy ZSRS.

 

Po przełomie roku 1956 r. ideologiczne natężenie propagandy nieco zelżało. Zniknęło też wiele „rekwizytów” epoki stalinowskiej – portrety przywódców ZSRS (poza wizerunkami „wodza rewolucji” Włodzimierza Lenina) i hołubieni przez propagandę przodownicy pracy. Brak uczestnictwa w pochodzie nie wiązał się również z dużym ryzykiem utraty pracy. W przemówieniu Władysława Gomułki nie pojawiały się wątki dotyczące konieczności nasilenia walki z „krajami imperialistycznymi”, ale raczej podjęcia współzawodnictwa. „O tempie naszego marszu naprzód w ostateczności decyduje bowiem człowiek – jego poziom, jego praca, jego patriotyzm, jego poczucie społeczne, jego twórcza i dalekosiężna myśl” – zaznaczał nowy lider PZPR. Gomułka nie odniósł się w żaden sposób do entuzjazmu społecznego października 1956 r., który wyniósł go do władzy. Wydaje się, że był to jeden z kolejnych przejawów końca odwilży.

Advertisement

 

Rozczarowanie rządami Gomułki i wydarzenia roku 1968 skłoniły środowiska studenckie do protestu przeciwko represjom. Do najbarwniejszego doszło we Wrocławiu, gdzie studenci przemaszerowali przed trybuną honorową z hasłami: „Prawdę dziś mówi +Miś+ oraz „Czytajcie +Świerszczyk+, bo nie kłamie”. Ironicznie skandowano także imię I sekretarza, naśladując w ten sposób zwyczaje partyjne. Podobnie było w maju 1971 r., kilka miesięcy po masakrach na Wybrzeżu.

 

Atmosfera 1 maja w latach siedemdziesiątych miała być w zamierzeniu władz partii bardzo swobodna. Polska Kronika Filmowa ukazywała święto 1 maja raczej jako radosny dzień skupiający przedstawicieli wszystkich profesji. Szczególnie okazale wyglądał warszawski pochód 1 maja 1975 r. – u szczytu okresu gierkowskiej prosperity. Propagandowa narracja PKF niemal całkowicie pomijała ideologiczny wymiar święta. Przypominano jedynie o sukcesach ostatniego czterolecia. „Na VII Zjazd Partia przyjdzie z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i programem dalszego rozkwitu Polski”. Kamery pokazywały ujęcia z wnętrza pochodu. Skupiały się one nie tylko na robotnikach reprezentujących kluczowe zakłady przemysłowe, ale również na hołubionych przez władzę luminarzach polskiej kultury, szczególnie popularnych aktorach i reżyserach filmowych. Ogromną siłę przyciągania miały też imprezy odbywające się po zakończeniu wiecu, na których można było kupić „towary deficytowe” – słodycze czy owoce cytrusowe.

Advertisement

 

W 1981 r. do oficjalnych obchodów przyłączali się działacze „Solidarności”. Biuro Polityczne KC PZPR odnotowało wiele przypadków „nacjonalizmu i antyradzieckości”. Od roku 1982 wiele świąt 1 maja przeradzało się w zamieszki. W 1985 r. oficjalny pochód w Gdańsku został niemal całkowicie rozbity nie przez „Solidarność”, która zorganizowała niewielki marsz prowadzony przez Lecha Wałęsę, lecz anarchistyczny Ruch Społeczeństwa Alternatywnego. W 1986 r. opozycji udało się zmniejszyć frekwencję na pochodach dzięki akcji telefonów do zakładów pracy – rozmówcy podszywali się pod działaczy miejscowych komitetów partyjnych i zawiadamiali, że z powodu katastrofy w Czarnobylu obchody odwołano. W latach osiemdziesiątych ciężar autentycznego święta pracy przejęły organizowane przez ks. Jerzego Popiełuszkę pielgrzymki ludzi pracy na Jasną Górę.

 

Wyjątkowy wymiar miały obchody z 1 maja 1989 r. W atmosferze pierwszej w dziejach PRL prawdziwej kampanii wyborczej ulicami Warszawy przeszedł legalny pochód opozycji, który wyruszył sprzed grobu ks. Popiełuszki przy żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki. Na trasie prowadzącej na Podzamcze skandowano m.in. hasła: „Precz z komuną” i „Nie stój z boku, chodź na pochód”. Niezwykle blado wyglądał z kolei zorganizowany przez władze wiec na placu Zwycięstwa. „Wartki bieg wydarzeń odmienia naszą rzeczywistość. Łatwo nieraz o utratę równowagi, poczucia kierunku, a my musimy iść tylko naprzód, usuwać wszystko to, co się przeżyło, bronić tego, co trwałe, rozwijać to, co jest jutrem socjalizmu” – stwierdził I sekretarz KC PZPR Wojciech Jaruzelski. Zaledwie kilka miesięcy później miało się okazać, że był ostatnim przywódcą swojej partii, który przemawiał 1 maja. W 1989 r. tradycję pochodów, które były już tylko cieniem dawnych uroczystości, udało się podtrzymać m.in. w Bydgoszczy, Poznaniu i Szczecinie. Gdzie indziej ograniczano się do wieców i festynów.

Advertisement

 

Po 1989 r. widoczny w sferze publicznej stał się również religijny wymiar obchodów tego dnia. 1 maja jest także Świętem Józefa Rzemieślnika. Proklamował je papież Pius XII 1 maja 1955 r. W nauczaniu Kościoła kształtowanym od pontyfikatu Leona XIII znaczenie pracy jest jednym z najważniejszych elementów rozważań o społeczeństwie. „Praca ludzka stanowi klucz, i to chyba najistotniejszy klucz, do całej kwestii społecznej, jeżeli staramy się ją widzieć naprawdę pod kątem dobra człowieka” – podkreślał papież Jan Paweł II w encyklice „Laborem exercens”. Najważniejszym ośrodkiem kultu św. Józefa w Polsce jest Narodowe Sanktuarium pod jego wezwaniem w Kaliszu. 1 maja przybywa tam Ogólnopolska Pielgrzymka Pracowników i Pracodawców, organizowana przez NSZZ „Solidarność”.

 

Ustawa z roku 1950 w niezmienionym kształcie obowiązywała przez ponad pół wieku. W styczniu 2007 r. Sejm RP uchwalił jej nowelizację. „W hołdzie wszystkim tym, którzy swoją pracą tworzyli wielkość Naszej Ojczyzny, wspierali jej rozwój i budowali przyszłość dla następnych pokoleń, dla podkreślenia wartości pracy ludzkiej – rozumianej jako moralny obowiązek człowieka, ale też jako doskonalenie świata nas otaczającego – dokonującej się poprzez wszechstronny rozwój osoby ludzkiej, w trosce o zachowanie godności pracy ludzkiej i wiążącej się z tym wolności i mądrości” – brzmi nowa preambuła uzasadniająca zachowanie Święta Pracy. (PAP)

Advertisement

Continue Reading

Wiadomości

Niewiarygodne! Te kwiaty mogą wylądować na talerzu!

Published

on

By

fot. PAP

Niewiarygodne! Wiele kwiatów, które są dostępne w kwiaciarniach może znaleźć swoje miejsce na talerzu. Mogą być z powodzeniem m.in. dodawane do sałatek, dań mięsnych czy jako składniki ciast – mówił dr n. med. Sławomir Dudek z Wydziału Nauk Farmaceutycznych Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

– Nie mamy oporów przed schrupaniem korzenia marchwi, liści sałaty, owocu pomarańczy, nawet skubiemy nasiona dyni. Ale czy równie chętnie sięgamy po jadalne kwiaty? A i owszem. Część z nich spożywamy wraz z codziennymi posiłkami, choć możliwe, że nie przywiązujemy do tego wagi – zauważył dr Sławomir Dudek, cytowany w informacji prasowej uczelni.

 

Popularnym jadalnym kwiatem, który możemy znaleźć w kwiaciarni są goździki, które wykazują korzystny wpływ m.in. na układ nerwowy i pokarmowy. Można dodać je do sałatek, a kandyzowane mogą być podawane z deserami. Produkuje się z nich również syropy lub marmolady.

 

Advertisement

Kolejnym kwiatem, który może służyć jako przekąska jest liliowiec ogrodowy. Jego kwiaty mają m.in. właściwości antyoksydacyjne czy przeciwdepresyjne. Inną rośliną, która kojarzy nam się bardziej np. z kwietnikiem niż kuchnią jest piwonia. Kwiaty mają właściwości przeciwalergiczne oraz zapobiegające chorobie wieńcowej.

 

Ogórecznik zwyczajny, którego kwiaty smakiem przypominają ogórek, był dawniej dodawany jako składnik zimnych napojów orzeźwiających. Może być też wykorzystywany jako środek wspomagający oczyszczanie organizmu z toksyn oraz odchudzanie.

 

Advertisement

Jadalnymi kwiatami są także: bratek, chaber, cykoria, fiołek, forsycja, jaśmin, lawenda, nagietek czy róża.

 

Jak zaznaczył dr Dudek, jadalna część brokułu jest także kwiatostanem, nazywa się ją różą; zawiera ona dużą ilość witamin, karotenoidów, flawonoidów oraz błonnika. Cechuje się m.in. właściwościami przeciwutleniającymi, przeciwnowotworowymi oraz hipoglikemicznymi.

 

Advertisement

Kolejnym jadalnym kwiatem jest karczoch, który po usunięciu zewnętrznych łusek nadaje się do spożycia. Kwiat ma właściwości wspomagające wątrobę, a ponadto uważa się, że jest to afrodyzjak. Można również zjeść kwiaty kaparów, cukinii, dyni i kalafiora.

 

– Jednak na tym opcje się nie kończą! Jeśli sięgniemy po przyprawy, szybko okaże się, że i tam są obecne kwiaty. Jedną z najdroższych przypraw jest szafran uprawny, który już od wieków ceniony był jako przyprawa, barwnik, a nawet składnik perfum. Spośród wielu związków, które zawiera warto wymienić krocynę, odpowiedzialną za poziom hormonów szczęścia – zwrócił uwagę naukowiec.

 

Składnikiem ziół prowansalskich używanych w Niemczech jest kwiat lawendy. Jadalna (w ograniczonej ilości) jest też czapetka pachnąca, znana szerzej jako goździkowiec wonny. Popularne w kuchni, głównie zimą, są “goździki”, czyli wysuszone, zamknięte pąki kwiatowe czapetki. Ich żucie zmniejsza dolegliwości ze strony bolących zębów oraz korzystnie wpływa na układ pokarmowy. (PAP)

Advertisement

Continue Reading

Advertisement
Advertisement