Connect with us

Lifestyle

Świetny aktor, jeszcze lepszy człowiek. Krzysztof Globisz wraca na ekrany po udarze

Published

on

fot. PAP

„Film, po którym chce się żyć”. Tak o „Prawdziwym życiu aniołów” mówią jego twórcy. To jednak coś więcej niż dodająca otuchy historia ogromnej determinacji Adama, cenionego aktora i pedagoga, który po nagłym udarze mierzy się z afazją. Ten film to chyba jedno z ważniejszych przesłań w karierze Krzysztofa Globisza. To bowiem jego choroba i walka o powrót do sprawności były inspiracją dla twórców tej produkcji. Po udarze mózgu, którego doznał w 2014 roku, aktor miał już nigdy nie stanąć na scenie ani przed kamerą. Lekarze, którzy postawili taką diagnozę, nie docenili jednak Globisza oraz jego miłości do aktorstwa i pasji do życia. O tym, co był w stanie zrobić dzięki tej miłości, można się przekonać podczas seansu filmu „Prawdziwe życie aniołów”, który 14 kwietnia trafił do polskich kin.

Już w szkole wiedział, że zostanie aktorem. Gdy przyszedł moment, w którym decydował o swojej przyszłości, musiał jedynie wybrać miasto, w którym będzie studiować. Wybrał Kraków. W tamtejszej PWST dostrzeżono jego talent, ale nie wróżono mu wielkiej kariery – ze względu na aparycję miał być aktorem charakterystycznym, specjalistą od ról drugo- i trzecioplanowych. Jednak on swoim szybko udowodnił, że wygląd aktora nie musi determinować jego kariery. Pod warunkiem, że ów aktor ma nieprzeciętny talent. A Globisz był wybitny. Już w 1980 roku, kiedy kończył PWST, dostał rolę w serialu kostiumowym Andrzeja Wajdy i Edwarda Kłosińskiego „Z biegiem lat, z biegiem dni”. Na dużym ekranie zadebiutował trzy lata później w filmie historycznym „Danton” Wajdy. Zagrał tam u boku takich tuzów, jak Gérard Depardieu czy Wojciech Pszoniak. Potem Globisza odkrył Krzysztof Kieślowski i powierzył mu rolę adwokata Piotra Balickiego w dramacie „Krótki film o zabijaniu”. Współpraca z takimi filmowcami daje przepustkę do owocnej kariery. Globisz tej szansy nie zaprzepaścił.

 

Advertisement

Oba wspomniane filmy zdobyły rozgłos i nagrody za granicą. Globisz został dostrzeżony przez zachodnich twórców i miał szansę na międzynarodową karierę. Nie był jednak w stanie pokonać jednej bariery. Choć znał angielski, to nie był w stanie grać w tym języku. Jak wyznał w jednym z wywiadów, nie potrafi grać w żadnym innym języku niż polskim. Uznał więc, że skoro z tego powodu nie byłby w stanie w pełni oddać się roli, to o zagraniczną sławę nie zabiegał. Dlatego też Hollywood odwiedził tylko jako turysta. Z tej wyprawy przywiózł statuetkę Oscara, którą kupił w sklepie z pamiątkami obok Dolby Theatre. Wiąże się z tym anegdota, którą opowiadał swoim studentom. Gdy sprzedawca Oscarów spostrzegł, że Globisz jest cudzoziemcem zapytał go, skąd jest. „Kiedy usłyszał, że pochodzę z Polski, zapytał: +Kim pan jest w Polsce?+. +Jestem aktorem+ – odpowiedziałem. +To wiem, ale co Pan robi, bo ja też jestem aktorem+. To bardzo pouczająca anegdota, którą przywiozłem z Hollywood. Aktorstwo jest niezwykle okrutnym zawodem. Z łatwością może wypluć człowieka” – wspomniał w rozmowie z agencją AKPA.

 

Nigdy jednak nie żałował tego, że nie podbił Fabryki Snów, bowiem w kraju zdobył wielki szacunek i uwielbienie publiki. W Polsce jest ceniony nie tylko jako aktor, ale przede wszystkim jako człowiek – niezwykle pogodny, życzliwy, mądry, którego po prostu chce się oglądać i słuchać. Jego refleksje, chociażby na temat sławy, kryją w sobie trochę z filozofii, a trochę ze zwykłej życiowej prawdy, którą zaszczepił w swoich studentach. Globisz wierzy, że mądrzy adepci sztuki filmowej nie dadzą się zwieść celebryckiemu życiu, którą nazywa „chwilowym przekonaniem, że jest się interesującym”. Sam o swojej sławie mówi z wrodzonym humorem i przymrużeniem oka. W jednym z wywiadów stwierdził, że nie doskwiera mu popularność, bo nikt nie mdleje na jego widok w supermarkecie. Co innego, gdy pojawiał się na scenie.

 

Advertisement

To właśnie na deskach Teatru Starego w spektaklu „Antygona” wypatrzyła go pewna studentka Akademii Wychowania Fizycznego. I stała się jego wierną fanką, z którą – jak wyznał kiedyś żartobliwie – musiał się później ożenić. Tak naprawdę jednak chciał z nią być, choć nie miał dobrych doświadczeń – jego pierwsze małżeństwo szybko skończyło się rozwodem. Mimo to Globisz czuł, że przy Agnieszce odnajdzie spokój i stworzy z nią szczęśliwą rodzinę. O żonie aktora wiadomo niewiele, bo konsekwentnie unika ona rozgłosu. To, jak ważną rolę odgrywa w życiu Krzysztofa Globisza, pokazuje „Prawdziwe życie aniołów”. To bowiem jej determinacja zdecydowała o tym, że nie spełniły się lekarskie przewidywania na temat przyszłości zawodowej dotkniętego udarem aktora.

 

Życie Agnieszki i Krzysztofa Globiszów zmieniło się diametralnie w lipcu 2014 roku. Aktor przyjechał wtedy do Warszawy, aby nagrać słuchowisko. Gdy następnego dnia poczuł się źle, zadzwonił do żony. Ta, zaniepokojona jego niepewnym, wręcz bełkotliwym głosem, zareagowała natychmiast. Gdy aktor trafił do szpitala okazało się, że doznał rozległego udaru. Był w stanie krytycznym. A gdy lekarze w końcu wybudzili go ze śpiączki, stwierdzili, że Globisz nie ma wielkich szans na powrót do sprawności i życia, jakie wiódł przed udarem. To, że kiedykolwiek stanie na scenie teatru czy na planie filmowym, właściwie wykluczyli. Udar spowodował bowiem niedowład części ciała i afazję. Agnieszka i Krzysztof Globisz tego scenariusza jednak nie zaakceptowali. I postanowili stworzyć własny. Rozpoczęli mozolny proces rehabilitacji, podczas którego aktor, wspierany przez żonę, uczył się od nowa chodzić i artykułować słowa. Na efekty trzeba było długo czekać, ale determinacja się opłaciła. W grudniu 2015 roku, po kilkunastu miesiącach od udaru, Globisz wystąpił na deskach Teatru STU jako krół Klaudiusz w spektaklu „Hamlet”. To był jednak epizodyczny występ, sygnał, że aktor się nie poddał. Ponownie można go było zobaczyć w grudniu 2016 roku w spektaklu „Wieloryb The Globe”, który Mariusz Pakuła napisał specjalnie z myślą o nim. Z tym przedstawieniem Globisz w kolejnych miesiącach odwiedził kilka polskich miast. Film Artura „Barona” Więcka, który w piątek 14 kwietnia trafił na ekrany kin, to kolejny powrót Globisza do tego, co kocha najbardziej. A jednocześnie zapis drogi, którą przeszedł wraz z żoną, by wszystkie te powroty – na scenę i przed kamerę – stały się faktem.

 

Advertisement

Twórcy filmu wprost przyznają, że od początku chcieli, by miał on dwoje głównych bohaterów. „Wszyscy powtarzamy jak mantrę, że +Prawdziwe życie aniołów+ to coś więcej niż film. Dlatego, że jest to spełnienie obietnicy kobiety walczącej o swojego męża. Agnieszka, żona Krzysia Globisza, zarówno w filmie, jak i w realu, obiecuje swojemu mężowi, który jest po udarze, że ona go z tego wyciągnie i sprawi, że on jeszcze zagra. Nasz film jest o spełnieniu tej obietnicy” – stwierdziła producentka „Prawdziwe życia aniołów” Aneta Zagórska. Jest to też film o sile miłości, determinacji, cierpliwości i walce z własnymi słabościami i zwątpieniami. I w końcu lekcja przyjaźni. Jak bowiem zauważyła Anna Dymna, wieloletnia przyjaciółka Globisza, „żyć trzeba tak, żeby mieć przyjaciół”, bo jeśli się ich ma, to on są jak anioły. Jeśli to jest miara udanego życia, to pan Krzysztof może być z siebie zadowolony. Jemu bowiem przyjaciół nigdy nie zabrakło. (PAP Life)

Continue Reading
Advertisement
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Lifestyle

Luna odpadła w konkursie Eurowizji

Published

on

By

fot. PAP

Głosy telewidzów nie wystarczyły, by zagwarantować Lunie i piosence „The Tower” miejsce w finałowej dziesiątce wyłonionej w pierwszym półfinale Eurowizji.

Już wiadomo, że obok Szwecji – gospodarza konkursu – oraz krajów Wielkiej Piątki w sobotnim finale 68. Konkursu Piosenki Eurowizji zobaczymy reprezentantów: Serbii, Portugalii, Słowenii, Ukrainy, Litwy, Finlandii, Cypru, Chorwacji, Irlandii, Luksemburga. Kolejnych dziesięciu finalistów poznamy podczas drugiego półfinału 9 maja.

Już po raz siódmy w historii Eurowizji Szwecja stała się domem europejskiej piosenki. Tegoroczny konkurs upływa pod hasłem „United By Music”, a o zwycięstwo w sobotnim finale powalczy w sumie 26 krajów, z czego 20 wyłonionych zostanie w dwóch półfinałach. Niestety już wiemy, że Polska szansę na zwycięstwo straciła. Reprezentująca nasz kraj Luna nie uzyskała wystarczającej liczby głosów oddanych przez telewidzów, by zakwalifikować się do finału konkursu.

 

Advertisement

Pierwszy półfinał pokazał natomiast, że do serc widzów można trafić nie tylko chwytliwą piosenką, ale i zapadającym w pamięci show. Dowiódł tego chociażby reprezentant Chorwacji, Baby Lasagna. Jeszcze przed pierwszym półfinałem był on wskazywany jako mocny pretendent do zwycięstwa. Na scenie Chorwat zaprezentował piosenkę „Rim Tim Tagi Dim”. Jak wyjaśnił Artur Orzech ten utwór z rockowym zacięciem i klubowo-folkową oprawą traktuje o mężczyźnie, który chce sprzedać krowę i przeprowadzić się do miasta.

 

Uwadze widzów z pewnością nie umknął także występ reprezentantów Finlandii. Teemu Keisteri (Windows95man) i towarzyszący mu Henri Piispanen z piosenką „No Rules” udowodnili, że jeśli chodzi o dobrą zabawę i wprawianie publiczności w doskonały nastrój faktycznie warto się pozbyć wszelkich zasad. Oglądając to osobliwe komediowe show, można było wręcz odnieść wrażenie, że sama piosenka jest wyłącznie dodatkiem do występu, który zaprezentował skąpo ubrany Windows95man. Polski komentator wysoko ocenił za to występ Ukrainy, którą wskazał jako pewnego finalistę, teatralne i demoniczne show reprezentującej Irlandię Bambie Thug a także nostalgiczną piosenkę „Grito” reprezentującej Portugalię Iolandy.

 

Advertisement

Wieloletnie doświadczeni Artura Orzecha w istocie znalazło swoje potwierdzenie w głosach telewidzów, którzy wybrali pierwszą finałową dziesiątkę. Wiadomo już, że podczas sobotniego finału na scenie Malmö Arena zobaczymy reprezentantów: Serbii, Portugalii, Słowenii, Ukrainy, Litwy, Finlandii, Cypru, Chorwacji, Irlandii i Luksemburga, który do Eurowizji powraca po 31 latach. Te kraje staną w szranki z tymi, którzy udział w finale mieli zagwarantowany. A są to: tegoroczny gospodarz konkursu – Szwecja oraz kraje tzw. Wielkiej Piątki (Francja, Hiszpania, Niemcy, Wielka Brytania i od 2011 roku Włochy), które płacą największe składki do EBU (Europejskiej Unii Nadawców). Część z tych utworów poznaliśmy już w pierwszym półfinale, bowiem na scenie wystąpili reprezentanci Szwecji, Niemiec i Wielkiej Brytanii.

 

Pozostałych 10 finalistów poznamy w drugim półfinale. 9 maja o jedno z tych miejsc będą walczyć reprezentanci 16 krajów: Malty, Albanii, Grecji, Szwajcarii, Czech, Austrii, Danii, Armenii, Łotwy, San Marino, Gruzji, Belgii, Estonii, Izraela, którego udział był głośno krytykowany, a także Norwegii i Holandii. Podczas tego koncertu wystąpią także pewni finaliści z Włoch, Francji i Hiszpanii i podobnie jak to miało miejsce w pierwszym półfinale ich występy nie podlegają głosowaniu widzów.

 

Advertisement

W finałowym koncercie, który odbędzie się 11 maja, na scenie pojawi się w sumie 26 reprezentantów, a o ich losie zdecyduje głosowanie telewidzów i jury, które wskaże tegorocznego zwycięzcę Eurowizji i kraj, który będzie jej przyszłorocznym gospodarzem. (PAP)

Continue Reading

Lifestyle

Zobacz kto dostał Oscara 2024

Published

on

By

fot. PAP

“Oppenheimer” Christophera Nolana otrzymał w nocy z niedzieli na poniedziałek siedem Oscarów, m.in. za najlepszy film i reżyserię. Dwie nagrody przypadły brytyjsko-polsko-amerykańskiej koprodukcji “Strefa interesów” Jonathana Glazera. Poruszającym momentem gali było przyznanie statuetki za dokument “20 dniom w Mariupolu” Mstyslava Chernova.

Jednym z najbardziej poruszających momentów 96. gali oscarowej było przyznanie statuetki za najlepszy dokument twórcom “20 dni w Mariupolu”. “To pierwszy Oscar w historii Ukrainy” – zwrócił uwagę reżyser i scenarzysta Mstyslav Chernov. “Jestem zaszczycony, ale zapewne będę pierwszym reżyserem stojącym na tej scenie, który powie, że chciałby nigdy nie nakręcić tego filmu. Chciałbym, żeby Rosja nigdy nie zaatakowała Ukrainy i nie okupowała naszych miast. Oddałbym całe to uznanie, jakiego doświadczam, byleby Rosja nie zabijała dziesiątek tysięcy Ukraińców. Chcę, żeby uwolnili wszystkich zakładników, żołnierzy broniących swego kraju oraz cywili siedzących w więzieniach. Ale nie zmienię historii. Nie zmienię przeszłości” – zaznaczył. I zwrócił się do zebranych:

-Jesteście najbardziej utalentowanymi ludźmi na świecie. Możecie zadbać o to, żeby historię opowiadano jak należy i prawda zwyciężyła. I żeby mieszkańcy Mariupolu i ci, co oddali swe życie, nigdy nie zostali zapomnieni. Bo kino tworzy wspomnienia, a wspomnienia tworzą historię – zakończył słowami, które będą cytowane długo po tym, jak opadnie blichtr oscarowej nocy.

 

Zgodnie z przewidywaniami krytyków najwięcej nagród trafiło do “Oppenheimera” Christophera Nolana. Opowieść o “ojcu bomby atomowej”, fizyku Robercie Oppenheimerze doceniono siedmioma statuetkami, w tym za najlepszy film i reżyserię. “Tylu ludzi wyniosło mnie na te szczyty, na tę scenę” – zaczął Nolan, dziękując współtwórcom obrazu. “Nie ma słów, by opisać waszą pracę. Podróż z kinem trwa dopiero sto lat. Ale wiele dla mnie znaczy, że mogę być istotną częścią tej podróży” – zapewnił.

Advertisement

 

Tytułowa rola w jego filmie zapewniła Oscara Cillianowi Murphy’emu, który od momentu ogłoszenia nominacji był jedynym faworytem. “To była wspaniała podróż. Przez ostatnich dwadzieścia lat nie doświadczyłem czegoś podobnego” – stwierdził aktor. “Jestem dziś bardzo dumnym Irlandczykiem” – podkreślił i zadedykował Oscara “tym, którzy walczą o pokój na całym świecie”.

 

Niespodzianką nie była także nagroda za najlepszą rolę drugoplanową dla Roberta Downeya Jr. “Dziękuję mojemu okropnemu dzieciństwu i Akademii. W tej kolejności” – podkreślił aktor, dla którego jest to pierwszy Oscar w karierze. “Dziękuję mojemu weterynarzowi, czyli mojej żonie Susan. Znalazła mnie, kiedy byłem zagubionym zwierzątkiem i sprawiła, że wróciłem do życia. Potrzebowałem tej pracy bardziej niż ona mnie. Wiedział o tym Chris Nolan” – mówił Downey Jr., kłaniając się całej obsadzie “Oppenheimera”. “Oppenheimer” triumfował ponadto w kategoriach najlepsza muzyka (Ludwig Göransson), zdjęcia (Hoyte Van Hoytema) i montaż (Jennifer Lame).

Advertisement

 

Cztery statuetki – dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej (Emma Stone), za kostiumy (Holly Waddington), scenografię (James Price i Shona Heath) oraz charakteryzację i fryzury (Nadia Stacey, Mark Coulier i Josh Weston) – przypadły “Biednym istotom” Yorgosa Lanthimosa.

Zrealizowana w koprodukcji brytyjsko-polsko-amerykańskiej “Strefa interesów” Jonathana Glazera pięć nominacji zamieniła na dwie statuetki – za najlepszy dźwięk (Tarn Willers i Johnnie Burn) oraz pełnometrażowy film międzynarodowy. Reżyser zaczął przemowę od podziękowań dla producentów, w tym Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, oraz Muzeum w Auschwitz za to, że okazało zaufanie ekipie. “+Strefa interesów+ pokazuje, dokąd prowadzi dehumanizacja i jak przeszłość odbija się w teraźniejszości” – wskazywał twórca. “Trwają okupacje, konflikty, ginie w nich tylu niewinnych ludzi – w Izraelu, w Gazie. To wszystko są ofiary tej właśnie dehumanizacji. Jak postawić temu opór?” – pytał Glazer.

 

Advertisement

W kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa bezkonkurencyjna okazała się Da’Vine Joy Randolph. Aktorka wystąpiła u boku również nominowanego Paula Giamattiego w “Przesileniu zimowym” Alexandra Payne’a. Zagrała kucharkę, która zostaje na święta Bożego Narodzenia w ekskluzywnej szkole dla chłopców – kobietę, która wciąż opłakuje zmarłego na wojnie syna i próbuje ułożyć sobie życie na nowo.

 

Publiczność w Los Angeles zgotowała Randolph długą stojącą owację. “To takie dobre uczucie” – mówiła wzruszona aktorka, odbierając nagrodę.

-Nie sądziłam, że tak się potoczy moja kariera. Zaczynałam jako piosenkarka i matka powiedziała mi, żebym szła do teatru, bo to coś dla mnie. Dziękuję matce i wszystkim, których spotkałam na swojej drodze. Od zawsze chciałam być inna, a teraz zrozumiałam, że wystarczy być sobą. Byłam jedyną czarną dziewczyną w klasie i dlatego dziękuję osobie, która powiedziała, że mam w sobie to coś. Dzięki tobie mogłam iść swoją ścieżką – dodała, nie powstrzymując łez.

 

Advertisement

Za najlepszy scenariusz adaptowany Amerykańska Akademia Filmowa wyróżniła Corda Jeffersona za “Amerykańską fikcję”. W kategorii scenariusz oryginalny uhonorowano Justine Triet i Arthura Harariego za “Anatomię upadku”. “Ta nagroda pozwoli mi lepiej przetrwać kryzys wieku średniego” – żartowała francuska reżyserka, wspominając trudne początki pracy nad filmem, które przypadły na czas pandemicznego lockdownu. “Anatomia upadku” – nieoczywisty dramat sądowy i historia kryzysu małżeńskiego zarazem – jest jednym z najczęściej wyróżnianych obrazów ostatnich miesięcy. W maju zdobyła canneńską Złotą Palmę.

 

Najlepszym krótkometrażowym dokumentem został “Ostatni warsztat” Bena Proudfoota i Krisa Bowersa.

 

Advertisement

Statuetkę za najlepszy pełnometrażowy film animowany przyznano “Chłopcu i czapli” Hayao Miyazakiego, a za krótkometrażowy film animowany – “War Is Over! Inspired by the Music of John and Yoko” Dave’a Mullinsa i Brada Bookera. Oscar za efekty specjalne powędrował do Takashiego Yamazakiego, Kiyoko Shibuyi, Masakiego Takahashiego i Tatsujiego Nojimy (“Godzilla Minus One“).

 

Najlepszym krótkometrażowym filmem aktorskim okrzyknięto “Zdumiewającą historię Henry’ego Sugara” Wesa Andersona, a najlepszą piosenką – “What Was I Made For?” Billie Eilish i Finneasa O’Connella z filmu “Barbie”.

 

Advertisement

Tradycyjnie w trakcie uroczystości wspominano ludzi kina, którzy odeszli w ciągu ostatnich miesięcy, wśród nich Robbiego Robertsona, Williama Friedkina, Jane Birkin, Matthew Perry’ego, Johna Baileya, Tinę Turner, Normana Jewisona, Ryuichiego Sakamoto, Toma Wilkinsona, Piper Laurie, Richarda Roundtree i Ryana O’Neala. (PAP)

Continue Reading

Advertisement
Advertisement