Lifestyle
35 lat temu zmarł Jan Himilsbach
Published
10 miesięcy agoon
By
admin
Był elementem cyganerii warszawskiej. W filmie był znakomity, w swoich króciutkich rolach – powiedział PAP autor książek historycznych Sławomir Koper. 35 lat temu, 11 listopada 1988 r., zmarł Jan Himilsbach, prozaik i aktor.
W swoim życiu Himilsbach udzielił wielu wywiadów. Często w nich zmieniał fakty, daty, wydarzenia. W niektórych podawał nawet za moment swoich urodzin dzień, którego nie ma w kalendarzu – 31 listopada.
“Uważam go za bardzo dobrego prozaika. Aktora raczej trzecioplanowego, epizodycznego, ale też dobrego. Wszyscy patrzą na niego pod kątem maskotki średniego PRL-u. Skrzyżowanie skandalisty z folklorem miejskim Warszawy. Nie jest to najładniejsze” – powiedział PAP Sławomir Koper, autor książek historycznych.
“Ciekawostką jest, że ci, którzy dziś szczycą się przyjaźnią czy znajomością z Himilsbachem, wtedy, gdy żył, na jego widok przechodzili na drugą stronę ulicy” – przypomniał.
“Myślę, że nie jest możliwe napisanie biografii Himilsbacha. Ilość alkoholu, którą wypił, musiała działać na jego pamięć. Nieco informacji o nim można znaleźć w jego książkach. Zapomina się o tym, że Himilsbach był przez wiele lat żonaty i mimo choroby alkoholowej to było udane małżeństwo. Zostało napisanych sporo pozycji na temat Himilsbacha, tylko mam wrażenie, że ich autorzy za bardzo wierzyli panu Jankowi na słowo” – ocenił Koper.
“Postać Himilsbacha opisałem w książce +Skandaliści PRL-u+. Był elementem cyganerii warszawskiej. W filmie był znakomity, w swoich króciutkich rolach” – dodał.
Himilsbach urodził się prawdopodobnie 1 – 3 maja 1931 r. w Mińsku Mazowieckim. Taką datę podaje Koper w swojej książce i o takiej dacie mówi sam Himilsbach w nagraniu archiwalnym wykorzystanym w filmie dokumentalnych TVP z 2002 r. “Himilsbach. Prawdy, bujdy, czarne dziury” wyreżyserowanym przez Stanisława Manturzewskiego.
Twórcy filmu byli chyba jedynymi, którzy poświęcili czas na poszukiwania dokumentów potwierdzających fakty z życia Himilsbacha oraz ludzi, którzy go znali w okresie, gdy był dzieckiem. Przeprowadzili też wywiad z jego żoną, która stała się najbardziej wiarygodnym źródłem informacji o Himilsbachu.
Filmowcy ustalili, docierając do dokumentów urzędowych, że jego matka była z pochodzenia Rosjanką. Zmarła w wieku 47 lat, w listopadzie 1942 r. O śmierci matki Himilsbach pisał w noweli “Chrzciny”.
Jego ojca nikt z sąsiadów, do których dotarli filmowcy, nie widział. Sam Himilsbach mówił, że nie ma informacji na jego temat. W pewnym okresie przypuszczał, że mógł nim być kawalerzysta ze stacjonującego w Mińsku Mazowieckim 7. pułku ułanów, ale nie udało mu się tego potwierdzić.
Himilsbacha wychowywała tylko matka. O tym, co było po jej śmierci, opowiadała w filmie żona Himilsbacha – Barbara Himilsbach “Basica”: “Został sam, niczyj chłopak, miał 11 lat. Przygarnęła go Mańka Pędzel, którą opisuje w opowiadaniach. Ona była wariatką, ale Janek ją lubił. Mańka go wysyłała, aby szukał jakichś zajęć dających pieniądze. Gdy nic nie przyniósł nie miał gdzie spać”.
Po wojnie okradał żołnierzy sowieckich z łupów wojennych – jak mówił sam w nagraniu archiwalnym. Po pewnym czasie został aresztowany i jako małoletniego skierowano go do domu poprawczego. Tam rozpoczął naukę zawodu kamieniarza. W późniejszym życiu to było jego główne zajęcie zarobkowe.
Himilsbach zagrał w 69 filmach. Były to przeważnie role trzecioplanowe lub epizodyczne. Tylko w dwóch filmach zagrał główną rolę, obok Zdzisława Maklakiewicza. Były to obrazy w reżyserii Andrzeja Kondratiuka “Wniebowzięci” i “Jak to się robi”.
Potrafił nawet drobne epizody zagrać tak, że na lata pozostawały w pamięci widzów. Tu najlepszym przykładem są filmy: “Rejs”, “Brunet wieczorową porą”, “Przepraszam, czy tu biją” czy serial “Daleko od szosy”.
“Nagle po +Rejsie+ główną nagrodę za aktorskie osiągnięcia dostali ex aequo Daniel Olbrychski, który był gwiazdą numer jeden w Polsce, i Jan Himilsbach, który nigdy niczego nie grał, tylko po prostu był sobą” – pisał Janusz Głowacki w magazynie “Kino” (nr 3/1974).
Himilsbach był również autorem trzech zbiorów opowiadań: “Monidło”, “Przepychanka” i “Łzy sołtysa”. W wywiadach wspominał czasami, że pierwsze zaczął pisać wiersze, ale to mu się nie podobało. Na napisanie powieści nie miał czasu, bo musiał zarabiać, pracując jako kamieniarz. Forma opowiadania – według niego – idealnie mu pasowała.
Na podstawie swoich opowiadań napisał również kilka scenariuszy filmowych, np. “Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy” (reż. Jerzy Gruza), “Party przy świecach” (reż. Antoni Krauze), “Fucha” (reż. Michał Dudziewicz), “Zabawa w chowanego” (reż. Janusz Zaorski), “Jedenaste przykazanie” (reż. Janusz Kondratiuk).
Kolorytu postaci Himilsbacha dodawały niezliczone anegdoty, krążące po Warszawie.
Pod koniec lat 70. pracę magisterską o Himilsbachu napisała Alicja Wancerz-Gluza, szefowa działu edukacji i innowacji Ośrodka Karta. W filmie dokumentalnym powiedziała: “On po prostu jest, jaki jest, z całym balastem tych podwójnych wątków swojej biografii. Jaś nie jest źródłem informacji o samym sobie, w sensie – informacji prawdziwych”.
“Himilsbach to jest temat z pewnym kluczem. Ten klucz jest podwójny” – mówił Stanisław Manturzewski. “Po pierwsze, jest to unikalny przykład człowieka, który był równocześnie herosem kultury wysokiej i niskiej. Jedną nogą był na olimpie, uważali go za równorzędnego partnera tacy ludzie jak Młodożeniec czy Konwicki, a z drugiej strony nigdy nie wyparł się swoich kumpli z więzienia, jak wychodzili, to witał ich bankietem” – opowiadał w wyreżyserowanym przez siebie filmie.
W ostatniej scenie filmu odtworzono nagranie wypowiedzi Himilsbacha: “przez całe życie, od kiedy stałem się sławny, nagrałem chyba z czterysta wywiadów. Wypytywali się mnie o dzieciństwo. No to każdemu z nich mówiłem coś innego, bo ile razy można pier…lić to samo”.
“Janek umarł 11 listopada 1988 r. Świętowaliśmy wtedy coś u jego znajomych przy ul. Górnośląskiej. Pamiętam, że tego wieczoru zamiast typowych pijackich rozmów Janek zaczął opowiadać o swoim dzieciństwie i matce. Obudziłem się w nocy, Janek siedział w fotelu z ręką na sercu. Wyglądał, jakby spał. Cicho wyszedłem, aby nikogo nie budzić. Następnego dnia dowiedziałem się, że umarł” – powiedział PAP aktor Zdzisław Bene Rychter.
“Nasza relacja była trudna do określenia, było to coś w rodzaju przyjaźni, bliskości, serdeczności, więzi bratnich dusz. Bardzo często myślę o Janku” – dodał.
“Himilsbach w każdym filmie był właściwie taki sam. Nie tyle grał, co po prostu był. Był sobą. Ten ekranowy Himilsbach niewiele się przecież różnił od tego, którego w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych można było w Warszawie spotkać albo gdzieś na Krakowskim Przedmieściu, albo w +Harendzie+, mecie studentów pobliskiego uniwersytetu, gdzie artysta godzinami przesiadywał i urządzał pijackie happeningi” – pisał Lech Kurpiewski w magazynie “Film” (nr 36/1992).
“Nie stwarzał postaci – sam był postacią. I gdy się pojawiał, film zyskiwał prawdziwe, nie wymyślone życie” – napisała na portalu cultura.pl Maria Malatyńska.
“Film stworzył mu w pewnym momencie nową rzeczywistość. Liczył się jego niepowtarzalny wygląd, timbre głosu, zdolność do improwizacji, poczucie sytuacyjnego humoru. Byłem w 1971 roku na festiwalu w Pesaro, gdzie pokazywano +Rejs+ Piwowskiego. Gdy tylko na ekranie pokazała się gęba Jasia, już poszedł szmer po widowni: Spencer Tracy, Spencer Tracy” – pisał w “Tygodniku Kulturalnym” (1988) krytyk filmowy i literacki Krzysztof Mętrak.(PAP)
You may like
-
Sebastian Wątroba: Uwielbiamy wakacje nad Bałtykiem. Aby spędzić je pod palmami, wcale nie musimy wyjeżdżać do ciepłych krajów, wystarczy przyjechać do Międzyzdrojów
-
Nie żyje aktor, satyryk, polityk Janusz Rewiński
-
Piotr Adamczyk: rola Kazika to nie była taka… prosta sprawa
-
Jerzy Stuhr: Kończę swoją karierę teatralną i pedagogiczną
-
Piotr Polk – życie po przeszczepie. Bardzo szczera rozmowa
-
Piotr Polk w bardzo szczerej rozmowie o życiu i przeszczepie
Lifestyle
Dziesiąta edycja „Ślubu od pierwszego wejrzenia” startuje już dziś na antenie TVN!
Published
6 dni agoon
3 września, 2024By
admin
Czas połączyć kolejne pary! Uczestnicy programu „Ślub od pierwszego wejrzenia” odważyli się na ten niezwykły krok, powierzając swoje losy w ręce ekspertów. Wymarzonych partnerów będą dla nich wybierać Julitta Dębska, Zuzanna Butryn i Hanna Kąkol – doświadczone specjalistki, które przeprowadzą szczegółowe rozmowy i testy, by znaleźć idealne dopasowanie. Jednak jest jeden warunek: swoich przyszłych małżonków uczestnicy poznają dopiero na chwilę przed ślubem.
Po krótkiej przerwie, najpopularniejszy, a zarazem najbardziej kontrowersyjny eksperyment telewizyjny powraca na antenę TVN z dziesiątą edycją. “Ślub od pierwszego wejrzenia” to program, w którym wszystko jest możliwe. Mimo wcześniejszych przeciwności losu, uczestnicy mają szansę spotkać partnera na dobre i na złe. Kilka par z poprzednich edycji udowodniło, że taki związek może być trwały – niektóre z nich dziś cieszą się wspólnym życiem, a nawet doczekały się dzieci.
Eksperci programu, na podstawie dogłębnych analiz, wytypują trzy pary, które ich zdaniem mają największy potencjał do stworzenia szczęśliwego związku. Widzowie będą mogli śledzić losy tych odważnych uczestników przez kilka pierwszych tygodni ich małżeństwa – od momentu, gdy po raz pierwszy staną na ślubnym kobiercu, po codzienne zmagania i radości życia małżeńskiego.
W pierwszym odcinku poznamy trzy odważne panny – Joannę, Agatę i Agnieszkę – które są gotowe na spotkanie swojego przyszłego męża. Otrzymają one od ekspertek wiadomość, że znaleziono dla nich idealnego partnera. Tą ekscytującą informacją podzielą z najbliższymi, co wywoła lawinę emocji i poruszy serca rodzin.
Czy “Ślub od pierwszego wejrzenia” spełni marzenia kandydatów o prawdziwej miłości i szczęśliwej rodzinie? Czy ekspertki znajdą idealne dopasowania, które przetrwają próbę czasu? Przekonamy się już dziś na antenie TVN. Emisja w każdy wtorek o godzinie 21:30.
Lifestyle
Polsat tworzy nową śniadaniówkę „Halo tu Polsat”
Published
3 tygodnie agoon
20 sierpnia, 2024By
admin
Paulina Sykut-Jeżyna: „Halo tu Polsat” ma być inne od tego, co jest teraz na rynku. Mam swój pomysł na siebie w tym programie i nikim nie zamierzam się inspirować.
Prezenterka cieszy się, że stacja, z którą jest związana, nareszcie rusza ze swoją propozycją śniadaniową, bo jej zdaniem takiego programu w ramówce zdecydowanie brakowało. Teraz, tuż przed startem „Halo tu Polsat”, cały zespół dwoi się i troi, by wszystko było dopięte na ostatni guzik, a format był atrakcyjny dla widzów. Paulina Sykut-Jeżyna zaznacza, że dobrze się czuje w programach realizowanych na żywo, zależy jej też na tym, by być wyrazistą współprowadzącą, i dlatego nie zamierza się wzorować na innych gwiazdach telewizji, tylko wykorzystać swoje atuty.
– Na wiadomość, że będę współprowadziła „Halo tu Polsat”, zareagowałam wielką radością, ale też wzruszeniem, bo nie ukrywam, że to było moje marzenie. Takiego programu wcześniej nie było, były epizody, ale nigdy w naszej stacji nie było długofalowo programu śniadaniowego, więc bardzo się z tego cieszę, no i czekamy na start – mówi agencji Newseria Lifestyle Paulina Sykut-Jeżyna.
Prezenterka zdaje sobie sprawę z tego, że oczy widzów będą zwrócone na zupełnie nowy format śniadaniowy i trzeba zrobić wszystko, by nie zawieść oczekiwań. Od kilku tygodni w studiu programu trwają intensywne przygotowania. Pierwsze wydanie zaplanowano na piątek 30 sierpnia.
– Jest trochę stresu, ale oczywiście jest też dobra energia. Lada moment zaczniemy też próby kamerowe. Każdy będzie też nagrywał tak zwany odcinek zerowy, więc przygotowujemy się do tego bardzo solidnie. I jeszcze bardzo dużo pracy przed nami, w zasadzie ta druga połowa miesiąca, tuż przed startem programu będzie niezwykle intensywna – mówi.
Paulina Sykut-Jeżyna podkreśla, że twórcy formatu chcą zaprezentować zupełnie nową jakość i zdecydowanie wyróżniać się spośród innych propozycji porannych.
– Wszystko wygląda imponująco, przestrzenne, bardzo ciekawe studio i będą w nim różne punkty, w zasadzie cały czas będzie się tam coś działo. I będziemy tak przeskakiwać z różnych punktów, będą łączenia, będą też materiały i wielu ciekawych gości. Poza tym w studiu będzie publiczność, to będzie nas wyróżniać, więc będziemy bardzo blisko naszych widzów – mówi.
Prezenterka zaznacza, że choć dużą inspiracją są dla niej zagraniczne programy śniadaniowe, to nie zamierza nikogo naśladować, tylko wypracować swój własny styl prowadzenia takiego formatu.
– Na przestrzeni lat czasem oglądałam śniadaniowe programy, ale wiadomo, że tu chodzi o to, żeby być sobą i żeby zrobić też coś innego, niż mamy na rynku, więc nie inspiruję się nikim tutaj w Polsce, bo każdy jest inny i każdy powinien budować siebie. A przede wszystkim, jeśli chodzi o mnie, to mi zawsze zależało, żeby móc być sobą, i uważam, że to jest najpiękniejsze – dodaje.
Partnerem Pauliny Sykut-Jeżyny w „Halo tu Polsat” będzie Krzysztof Ibisz.
– Z Krzysiem znamy się już od lat, poprowadziliśmy wiele programów, imprez telewizyjnych i nie tylko, więc jesteśmy taką parą, która może na sobie polegać, i nie będziemy przechodzić już etapu docierania się. Chociaż na pewno nowy format będzie wymagał od nas trochę innej energii, trochę innej czujności, więc też jest to nowe dla nas i zarazem też bardzo ciekawe. Ale planujemy, żeby jak zawsze móc na sobie polegać i cieszyć się tą pracą, którą zresztą obydwoje kochamy – dodaje prezenterka.