Connect with us

Lifestyle

Lech Janerka: ludzie traktują mnie jak ciekawostkę

Published

on

fot. PAP

Ludzie traktują mnie jak ciekawostkę, a nie kogoś, kto posuwa sprawy do przodu. Mam wrażenie, że dostaję pozytywne oceny za zasiedzenie, za wysługę lat – powiedział  Lech Janerka, jeden z z najważniejszych polskich rockmanów, który w marcu rozpoczyna trasę promocyjną płyty “Gipsowy odlew falsyfikatu”.

PAP: Jak będą wyglądały tegoroczne koncerty? Będzie pan grał tylko nowe utwory czy również piosenki zespołu Klaus Mitffoch?

 

Lech Janerka: Nasze poprzednie koncerty były skonstruowane na zasadzie kontrastu – z początku, niczym kustosze repertuaru Klausa Mitffocha, graliśmy ostrzejsze utwory, potem muzyka płynęła raczej spokojnie. Staraliśmy się stworzyć atmosferę brodzenia w oparze. Na ostatniej płycie jest spora liczba sennych utworów, dlatego chcemy zagrać koncert bardzo spokojny – weźmiemy kawałki z nowej płyty i wymieszamy z tymi ze starego repertuaru.

Advertisement

 

PAP: Jest Pan ważna postacią polskiego rocka już od 40 lat. Jak wspomina pan koncerty z lat 80?

 

L.J.: Nie bardzo lubiłem koncerty, zresztą do dzisiaj nie lubię, ale taki jest wymóg – jeżeli wydaje się płytę to trzeba grać na scenie. Tamte koncerty były inne, nie mówiłem ani słowa, graliśmy utwór po utworze, bardzo intensywnie, to była przede wszystkim transmisja zdystansowanej energii. Jedyną piosenką, która dawała szansę odpocząć, było “Strzeż się tych miejsc”. Reszta to była spora dawka mocy.

Advertisement

 

PAP: Nowa płyta “Gipsowy odlew falsyfikatu” ukazała się po 18 latach od poprzedniej. Czy ten materiał musiał tyle dojrzewać?

 

L.J.: Samą muzykę nagraliśmy dosyć szybko, więcej czasu zabrało napisanie tekstów. Trwało to i trwało. Cztery lat temu wziąłem się za miksowanie płyty w domowym studio. Było to dla mnie nowe doświadczenie, musiałem się nauczyć wielu rzeczy. To też trochę trwało. Nie czułem presji, pracowałem spokojnie.

Advertisement

 

PAP: Jak pan patrzy na ten album po trzech miesiącach od wydania? Jak pan go ocenia?

 

L.J.: Ta płyta jest odmienna od moich poprzednich. Barwy głosu nie zmieniłem, ale pojawiło się trochę inne myślenie o muzyce. Dla mnie jest jeszcze za wcześnie na oceny. Myślę, że musi minąć minimum pół roku, abym złapał dystans do tego materiału.

Advertisement

 

PAP: Czy jest pan zaskoczony tak pozytywnym odbiorem tej płyty przez słuchaczy, recenzentów i media?

 

L.J.: Szczerze mówiąc jestem zdziwiony jej przyjęciem. Kończyłem ją trochę z poczucia obowiązku.

Advertisement

 

PAP: Jakie były początki pana fascynacji muzyką?

 

L.J.: Przezabawne – w drugiej klasie ogólniaka okazało się, że należy słuchać jakiejś muzyki, bo tak odbywała się identyfikacja z konkretną grupą rówieśników. Wówczas nie miałem o muzyce zielonego pojęcia. Mój przyjaciel powiedział, że “to jest ogromne zaniedbanie”, przyniósł mi duży worek pocztówek dźwiękowych oraz gramofon. Przez ferie słuchałem tych płyt i nagle okazało się, że jest to przepotężny świat, który wessał mnie i nie chciał puścić. Po feriach oddałem płyty i gramofon, ale zorientowałem się, że w szkole można pożyczyć gitarę, co uczyniłem. Brzdąkając sobie, dość szybko opanowałem pierwsze podstawowe akordy.

Advertisement

 

Dało mi to podstawę do tego, aby pisać piosenki. Wtedy powstał utwór „Rower” i spory fragment „Chyba” – piosenki, którą nagrałem teraz. To był rok 1970. Wtedy wpadałem na ciekawe pomysły, ale nie potrafiłem ich porządnie zrealizować. Gdzieś mi jednak utkwiły w głowie i po latach wracałem do nich na kolejnych płytach. Prawdziwym pretekstem, żeby grać, było powstanie zespołu Klaus Mitffoch. W ocenie kolegów gra na gitarze nie szła mi zbyt imponująco, więc w zespole zostałem zdegradowany do roli basisty. Grałem więc na basie i śpiewałam. Tak to trwa do dziś. Czasami pozwalam sobie na małe wypady i na przykład na ostatniej płycie część materiału grałem na gitarze akustycznej.

 

PAP: Jest pan również autorem tekstów. Co ukształtowało pana w tej sferze?

Advertisement

 

L.J.: Sporo tego było, ale przede wszystkim rzeczy, które były gęste i esencjonalne, na przykład Stanisław Lem i Jorge Luis Borges. Poezji nie czytałem, ale wchłaniałem całą masę różnych książek, nie przyjmując się tytułami ani autorami. Traktowałem to jak narkotyk. Podczas czytania w mojej głowie uruchamiały się wątki poboczne. Czasami zdarzało się, że nie pamiętałem, co przeczytałem, ale pamiętałem te moje dygresje i z nich wynikało później to, co sam pisałem.

 

PAP: Kiedyś powiedział pan o sobie “święta krowa polskiego rocka”. Czy nadal pan się za nią uważa?

Advertisement

 

L.J.: Kiedy przyglądam się temu, co zrobiłem, to uważam, że zdarzały się ciekawostki, aczkolwiek nie za często. Od jakiegoś czasu opinie na temat tego, co robię, są miłe, ale dziwne. Pewnie dostaję pozytywne oceny za zasiedzenie. Za wysługę lat. Działam od ponad 40 lat, sądzę więc, że traktują mnie bardziej jak ciekawostkę, a nie kogoś, kto posuwa sprawy do przodu.

 

PAP: Kiedy ostatnio miał pan trasę koncertową?

Advertisement

 

L.J.: Prawdziwą trasę to chyba jeszcze z Klausem Mitffochem. Później grałem wiele koncertów, ale typowej trasy koncertowej nie grałem od lat.

 

PAP: Co pan myśli o nowej trasie, ma pan jakieś oczekiwania?

Advertisement

 

Lech Janerka: Wyjdę na scenę i zagram, zobaczymy, co z tego wyjdzie.

 

Koncerty Janerki odbędą się 23 marca we Wrocławiu (Narodowe Forum Muzyki), 20 kwietnia w Łodzi (Wytwórnia), 27 kwietnia w Warszawie (Stodoła), 10 maja w Poznaniu (CK Zamek), 16 maja w Gdańsku (Teatr Szekspirowski), 31 maja w Bielsku-Białej (Cavatina Hall), trasę zakończy koncert w Krakowie 7 września (Teatr im. Juliusza Słowackiego).

Advertisement

 

W 1979 r. Janerka założył zespół Klaus Mitffoch, który uznawany jest za jeden z najważniejszych w historii polskiej muzyki rockowej. Grupa stworzyła m.in. takie piosenki, jak “Strzeż się tych miejsc”, “Klus Mitroh”, “Śmielej”, “Jezu, jak się cieszę” czy “Ewolucja, rewolucja, ja”. Wiele tekstów piosenek było zawoalowaną krytyką panującego wówczas reżimu. Zespół nagrał jedną płytę i zakończył działalność jesienią 1984 r.

 

W 1986 r. Janerka powrócił na scenę z zespołem, który firmował swoim nazwiskiem. Ma w dorobku m.in. takie piosenki, jak “Lola”, “Rower”, “Niewalczyk”,”Paragwaj”, “Jest jak w niebie” i “Ta zabawa nie jest dla dziewczynek”.

Advertisement

 

W 2021 r. Bożena i Lech Janerkowie zostali laureatami wyróżnienia “Kreator Kultury”, przyznawanego przez redakcję tygodnika “Polityka”. Nagrodzono ich za “najwspanialszą w polskiej muzyce rozrywkowej opowieść o niezależności, snutą przez dekady w zespole Klaus Mitffoch, a później na autorskich płytach”. Wśród nagrodzonych tym tytułem są m.in.: Andrzej Wajda, Tadeusz Różewicz, Elżbieta i Krzysztof Pendereccy, Tomasz Stańko oraz Olga Tokarczuk.(PAP)

 

Rozmawiał: Tomasz Szczerbicki

Advertisement

Continue Reading
Advertisement
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Lifestyle

Luna odpadła w konkursie Eurowizji

Published

on

By

fot. PAP

Głosy telewidzów nie wystarczyły, by zagwarantować Lunie i piosence „The Tower” miejsce w finałowej dziesiątce wyłonionej w pierwszym półfinale Eurowizji.

Już wiadomo, że obok Szwecji – gospodarza konkursu – oraz krajów Wielkiej Piątki w sobotnim finale 68. Konkursu Piosenki Eurowizji zobaczymy reprezentantów: Serbii, Portugalii, Słowenii, Ukrainy, Litwy, Finlandii, Cypru, Chorwacji, Irlandii, Luksemburga. Kolejnych dziesięciu finalistów poznamy podczas drugiego półfinału 9 maja.

Już po raz siódmy w historii Eurowizji Szwecja stała się domem europejskiej piosenki. Tegoroczny konkurs upływa pod hasłem „United By Music”, a o zwycięstwo w sobotnim finale powalczy w sumie 26 krajów, z czego 20 wyłonionych zostanie w dwóch półfinałach. Niestety już wiemy, że Polska szansę na zwycięstwo straciła. Reprezentująca nasz kraj Luna nie uzyskała wystarczającej liczby głosów oddanych przez telewidzów, by zakwalifikować się do finału konkursu.

 

Advertisement

Pierwszy półfinał pokazał natomiast, że do serc widzów można trafić nie tylko chwytliwą piosenką, ale i zapadającym w pamięci show. Dowiódł tego chociażby reprezentant Chorwacji, Baby Lasagna. Jeszcze przed pierwszym półfinałem był on wskazywany jako mocny pretendent do zwycięstwa. Na scenie Chorwat zaprezentował piosenkę „Rim Tim Tagi Dim”. Jak wyjaśnił Artur Orzech ten utwór z rockowym zacięciem i klubowo-folkową oprawą traktuje o mężczyźnie, który chce sprzedać krowę i przeprowadzić się do miasta.

 

Uwadze widzów z pewnością nie umknął także występ reprezentantów Finlandii. Teemu Keisteri (Windows95man) i towarzyszący mu Henri Piispanen z piosenką „No Rules” udowodnili, że jeśli chodzi o dobrą zabawę i wprawianie publiczności w doskonały nastrój faktycznie warto się pozbyć wszelkich zasad. Oglądając to osobliwe komediowe show, można było wręcz odnieść wrażenie, że sama piosenka jest wyłącznie dodatkiem do występu, który zaprezentował skąpo ubrany Windows95man. Polski komentator wysoko ocenił za to występ Ukrainy, którą wskazał jako pewnego finalistę, teatralne i demoniczne show reprezentującej Irlandię Bambie Thug a także nostalgiczną piosenkę „Grito” reprezentującej Portugalię Iolandy.

 

Advertisement

Wieloletnie doświadczeni Artura Orzecha w istocie znalazło swoje potwierdzenie w głosach telewidzów, którzy wybrali pierwszą finałową dziesiątkę. Wiadomo już, że podczas sobotniego finału na scenie Malmö Arena zobaczymy reprezentantów: Serbii, Portugalii, Słowenii, Ukrainy, Litwy, Finlandii, Cypru, Chorwacji, Irlandii i Luksemburga, który do Eurowizji powraca po 31 latach. Te kraje staną w szranki z tymi, którzy udział w finale mieli zagwarantowany. A są to: tegoroczny gospodarz konkursu – Szwecja oraz kraje tzw. Wielkiej Piątki (Francja, Hiszpania, Niemcy, Wielka Brytania i od 2011 roku Włochy), które płacą największe składki do EBU (Europejskiej Unii Nadawców). Część z tych utworów poznaliśmy już w pierwszym półfinale, bowiem na scenie wystąpili reprezentanci Szwecji, Niemiec i Wielkiej Brytanii.

 

Pozostałych 10 finalistów poznamy w drugim półfinale. 9 maja o jedno z tych miejsc będą walczyć reprezentanci 16 krajów: Malty, Albanii, Grecji, Szwajcarii, Czech, Austrii, Danii, Armenii, Łotwy, San Marino, Gruzji, Belgii, Estonii, Izraela, którego udział był głośno krytykowany, a także Norwegii i Holandii. Podczas tego koncertu wystąpią także pewni finaliści z Włoch, Francji i Hiszpanii i podobnie jak to miało miejsce w pierwszym półfinale ich występy nie podlegają głosowaniu widzów.

 

Advertisement

W finałowym koncercie, który odbędzie się 11 maja, na scenie pojawi się w sumie 26 reprezentantów, a o ich losie zdecyduje głosowanie telewidzów i jury, które wskaże tegorocznego zwycięzcę Eurowizji i kraj, który będzie jej przyszłorocznym gospodarzem. (PAP)

Continue Reading

Lifestyle

Zobacz kto dostał Oscara 2024

Published

on

By

fot. PAP

“Oppenheimer” Christophera Nolana otrzymał w nocy z niedzieli na poniedziałek siedem Oscarów, m.in. za najlepszy film i reżyserię. Dwie nagrody przypadły brytyjsko-polsko-amerykańskiej koprodukcji “Strefa interesów” Jonathana Glazera. Poruszającym momentem gali było przyznanie statuetki za dokument “20 dniom w Mariupolu” Mstyslava Chernova.

Jednym z najbardziej poruszających momentów 96. gali oscarowej było przyznanie statuetki za najlepszy dokument twórcom “20 dni w Mariupolu”. “To pierwszy Oscar w historii Ukrainy” – zwrócił uwagę reżyser i scenarzysta Mstyslav Chernov. “Jestem zaszczycony, ale zapewne będę pierwszym reżyserem stojącym na tej scenie, który powie, że chciałby nigdy nie nakręcić tego filmu. Chciałbym, żeby Rosja nigdy nie zaatakowała Ukrainy i nie okupowała naszych miast. Oddałbym całe to uznanie, jakiego doświadczam, byleby Rosja nie zabijała dziesiątek tysięcy Ukraińców. Chcę, żeby uwolnili wszystkich zakładników, żołnierzy broniących swego kraju oraz cywili siedzących w więzieniach. Ale nie zmienię historii. Nie zmienię przeszłości” – zaznaczył. I zwrócił się do zebranych:

-Jesteście najbardziej utalentowanymi ludźmi na świecie. Możecie zadbać o to, żeby historię opowiadano jak należy i prawda zwyciężyła. I żeby mieszkańcy Mariupolu i ci, co oddali swe życie, nigdy nie zostali zapomnieni. Bo kino tworzy wspomnienia, a wspomnienia tworzą historię – zakończył słowami, które będą cytowane długo po tym, jak opadnie blichtr oscarowej nocy.

 

Zgodnie z przewidywaniami krytyków najwięcej nagród trafiło do “Oppenheimera” Christophera Nolana. Opowieść o “ojcu bomby atomowej”, fizyku Robercie Oppenheimerze doceniono siedmioma statuetkami, w tym za najlepszy film i reżyserię. “Tylu ludzi wyniosło mnie na te szczyty, na tę scenę” – zaczął Nolan, dziękując współtwórcom obrazu. “Nie ma słów, by opisać waszą pracę. Podróż z kinem trwa dopiero sto lat. Ale wiele dla mnie znaczy, że mogę być istotną częścią tej podróży” – zapewnił.

Advertisement

 

Tytułowa rola w jego filmie zapewniła Oscara Cillianowi Murphy’emu, który od momentu ogłoszenia nominacji był jedynym faworytem. “To była wspaniała podróż. Przez ostatnich dwadzieścia lat nie doświadczyłem czegoś podobnego” – stwierdził aktor. “Jestem dziś bardzo dumnym Irlandczykiem” – podkreślił i zadedykował Oscara “tym, którzy walczą o pokój na całym świecie”.

 

Niespodzianką nie była także nagroda za najlepszą rolę drugoplanową dla Roberta Downeya Jr. “Dziękuję mojemu okropnemu dzieciństwu i Akademii. W tej kolejności” – podkreślił aktor, dla którego jest to pierwszy Oscar w karierze. “Dziękuję mojemu weterynarzowi, czyli mojej żonie Susan. Znalazła mnie, kiedy byłem zagubionym zwierzątkiem i sprawiła, że wróciłem do życia. Potrzebowałem tej pracy bardziej niż ona mnie. Wiedział o tym Chris Nolan” – mówił Downey Jr., kłaniając się całej obsadzie “Oppenheimera”. “Oppenheimer” triumfował ponadto w kategoriach najlepsza muzyka (Ludwig Göransson), zdjęcia (Hoyte Van Hoytema) i montaż (Jennifer Lame).

Advertisement

 

Cztery statuetki – dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej (Emma Stone), za kostiumy (Holly Waddington), scenografię (James Price i Shona Heath) oraz charakteryzację i fryzury (Nadia Stacey, Mark Coulier i Josh Weston) – przypadły “Biednym istotom” Yorgosa Lanthimosa.

Zrealizowana w koprodukcji brytyjsko-polsko-amerykańskiej “Strefa interesów” Jonathana Glazera pięć nominacji zamieniła na dwie statuetki – za najlepszy dźwięk (Tarn Willers i Johnnie Burn) oraz pełnometrażowy film międzynarodowy. Reżyser zaczął przemowę od podziękowań dla producentów, w tym Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, oraz Muzeum w Auschwitz za to, że okazało zaufanie ekipie. “+Strefa interesów+ pokazuje, dokąd prowadzi dehumanizacja i jak przeszłość odbija się w teraźniejszości” – wskazywał twórca. “Trwają okupacje, konflikty, ginie w nich tylu niewinnych ludzi – w Izraelu, w Gazie. To wszystko są ofiary tej właśnie dehumanizacji. Jak postawić temu opór?” – pytał Glazer.

 

Advertisement

W kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa bezkonkurencyjna okazała się Da’Vine Joy Randolph. Aktorka wystąpiła u boku również nominowanego Paula Giamattiego w “Przesileniu zimowym” Alexandra Payne’a. Zagrała kucharkę, która zostaje na święta Bożego Narodzenia w ekskluzywnej szkole dla chłopców – kobietę, która wciąż opłakuje zmarłego na wojnie syna i próbuje ułożyć sobie życie na nowo.

 

Publiczność w Los Angeles zgotowała Randolph długą stojącą owację. “To takie dobre uczucie” – mówiła wzruszona aktorka, odbierając nagrodę.

-Nie sądziłam, że tak się potoczy moja kariera. Zaczynałam jako piosenkarka i matka powiedziała mi, żebym szła do teatru, bo to coś dla mnie. Dziękuję matce i wszystkim, których spotkałam na swojej drodze. Od zawsze chciałam być inna, a teraz zrozumiałam, że wystarczy być sobą. Byłam jedyną czarną dziewczyną w klasie i dlatego dziękuję osobie, która powiedziała, że mam w sobie to coś. Dzięki tobie mogłam iść swoją ścieżką – dodała, nie powstrzymując łez.

 

Advertisement

Za najlepszy scenariusz adaptowany Amerykańska Akademia Filmowa wyróżniła Corda Jeffersona za “Amerykańską fikcję”. W kategorii scenariusz oryginalny uhonorowano Justine Triet i Arthura Harariego za “Anatomię upadku”. “Ta nagroda pozwoli mi lepiej przetrwać kryzys wieku średniego” – żartowała francuska reżyserka, wspominając trudne początki pracy nad filmem, które przypadły na czas pandemicznego lockdownu. “Anatomia upadku” – nieoczywisty dramat sądowy i historia kryzysu małżeńskiego zarazem – jest jednym z najczęściej wyróżnianych obrazów ostatnich miesięcy. W maju zdobyła canneńską Złotą Palmę.

 

Najlepszym krótkometrażowym dokumentem został “Ostatni warsztat” Bena Proudfoota i Krisa Bowersa.

 

Advertisement

Statuetkę za najlepszy pełnometrażowy film animowany przyznano “Chłopcu i czapli” Hayao Miyazakiego, a za krótkometrażowy film animowany – “War Is Over! Inspired by the Music of John and Yoko” Dave’a Mullinsa i Brada Bookera. Oscar za efekty specjalne powędrował do Takashiego Yamazakiego, Kiyoko Shibuyi, Masakiego Takahashiego i Tatsujiego Nojimy (“Godzilla Minus One“).

 

Najlepszym krótkometrażowym filmem aktorskim okrzyknięto “Zdumiewającą historię Henry’ego Sugara” Wesa Andersona, a najlepszą piosenką – “What Was I Made For?” Billie Eilish i Finneasa O’Connella z filmu “Barbie”.

 

Advertisement

Tradycyjnie w trakcie uroczystości wspominano ludzi kina, którzy odeszli w ciągu ostatnich miesięcy, wśród nich Robbiego Robertsona, Williama Friedkina, Jane Birkin, Matthew Perry’ego, Johna Baileya, Tinę Turner, Normana Jewisona, Ryuichiego Sakamoto, Toma Wilkinsona, Piper Laurie, Richarda Roundtree i Ryana O’Neala. (PAP)

Continue Reading

Advertisement
Advertisement