Polska i Świat
30 lat temu pożegnano ostatnich żołnierzy rosyjskich stacjonujących w Polsce
Published
2 tygodnie agoon
By
admin
30 lat temu, 17 września 1993 r., na dziedzińcu Belwederu odbyło się pożegnanie żołnierzy rosyjskich opuszczających Polskę. Moment ten był symbolicznym końcem okupacji, trwającej nieprzerwanie od 1944 r. Negocjacje dotyczące wycofania Rosjan były długim i skomplikowanym procesem.
W XX wieku wojska rosyjskie i sowieckie czterokrotnie opuszczały terytorium Polski. Po raz pierwszy, gdy po klęskach w starciu z armiami Niemiec i Austro-Węgier w 1915 r. ewakuowały się z Królestwa Polskiego i Kresów, dając tym samym okazję do rozpoczęcia odbudowy niepodległego państwa polskiego. Powróciły zaledwie pięć lat później, gdy w marszu na zachód dotarły do Wisły i zostały odparte dzięki zwycięstwu wojsk polskich w Bitwie Warszawskiej w sierpniu 1920 r. Kolejna inwazja sowiecka rozpoczęła się o poranku 17 września 1939 r. Okupacja wschodniej połowy Polski, tak jak w sierpniu 1920 r., przyniosła masowe zbrodnie wymierzone w Polaków. W czerwcu 1941 r. starcie dwóch totalitaryzmów doprowadziło do zastąpienia okupacji sowieckiej równie brutalnym panowaniem niemieckim. W pogoni za wycofującymi się wojskami niemieckimi na początku 1944 r. Armia Czerwona przekroczyła granice Rzeczypospolitej ustalone w Traktacie ryskim. Nie uznając tego porozumienia i opierając się na metodzie faktów dokonanych, Stalin uważał, że wkroczył do okupowanej przez Niemców Polski dopiero 20 lipca 1944 r., gdy jego wojska przekroczyły Bug. Tym razem wojska okupacyjne pozostały w Polsce aż do września 1993 r. Wówczas po raz pierwszy okupanci ze wschodu wycofali się w sposób pokojowy, ale nie bez oporu.
U progu polskiej transformacji wojska sowieckie stacjonowały w 60 garnizonach, ulokowanych na terenie 21 województw (według podziału administracyjnego z lat siedemdziesiątych). Bazy sowieckie tworzyły pas biegnący ze wschodu na zachód i w pobliżu granicy niemieckiej rozchodzący się na północ i południe. Żołnierze mieli do dyspozycji 15 lotnisk (9 na ich wyłączny użytek i 6 wspólnie z Polakami), 8 poligonów, 4500 m wybrzeża morskiego i 3 ha nabrzeży portowych z infrastrukturą; 23 bocznice kolejowe (64 km), 12 magazynów paliw i ok. 8 tys. mniejszych obiektów. Liczebność Grupy Północnej była zmienna i nie mamy tu precyzyjnych danych, ale w momencie wyjścia z Polski składała się z 53 tys. żołnierzy, 7 tys. pracowników cywilnych i ok. 40 tys. członków towarzyszących im rodzin. Niektóre z polskich miast – jak Legnica, w której mieściło się dowództwo – były zajęte przez Rosjan w jednej trzeciej. A inne – jak Borne Sulinowo – były sowieckie w zasadzie w całości, choć formalnie nie istniały: nie były oznaczane na cywilnych mapach. Właśnie Borne Sulinowo było największym rosyjskim garnizonem w Polsce, stacjonowało tam ok. 25 tys. żołnierzy. Drugie miejsce pod tym względem zajmował Świętoszów z 12 tys. żołnierzy. Ocenia się, że sowiecki sprzęt bojowy był przeznaczony dla minimum 300 tys. żołnierzy.
Warto dodać, że Północna Grupa Wojsk Sowieckich w Polsce została utworzona w 1945 r. z przekształcenia II Frontu Białoruskiego, lecz formalnoprawne jej usytuowanie nastąpiło dopiero w wyniku odwilży październikowej 17 grudnia 1956 r. na mocy zawartej w Warszawie „Umowy między rządem PRL i rządem ZSRR o statucie prawnym wojsk radzieckich czasowo stacjonujących w Polsce”. Nie zmienił się jednak zasadniczy cel obecności wojsk sowieckich, którym było sprawowanie kontroli nad satelicką wobec Moskwy PRL. Jej symbolem był marsz na Warszawę podjęty przez sowieckie czołgi w październiku 1956 r. „Można więc mówić o dalszym ciągu okupacji, ale nie tak brutalnej jak miało to miejsce w ciągu pierwszych dziesięciu lat po zakończeniu II wojny światowej” – podkreślał w rozmowie z PAP w 2017 r. prof. Antoni Dudek, historyk z UKSW.
Większość organizacji i działaczy opozycji antykomunistycznej w latach osiemdziesiątych unikała poruszania tematu „sojuszu” ze Związkiem Sowieckim oraz stacjonowania jego wojsk w Polsce. Postulat ich wycofania podnosiły najbardziej radykalne organizacje, takie jak Solidarność Walcząca, Konfederacja Polski Niepodległej i Federacja Młodzieży Walczącej. Hasło „Sowieci do domu” szczególnie popularne stało się podczas manifestacji tych organizacji wiosną 1989 r., gdy łączono je z postulatami przyspieszenia przemian politycznych i rozliczenia działań komunistów.
Powołany we wrześniu 1989 r. rząd Tadeusza Mazowieckiego starannie pomijał sprawę stacjonowania wojsk sowieckich. Mazowiecki uważał, że wysuwanie żądania wycofania armii sowieckiej może zmienić postawę Gorbaczowa wobec reform politycznych ustalonych przy okrągłym stole. „Uważano, że nie należy drażnić Moskwy. Dlatego nie spieszono się z postawieniem postulatu wycofania armii sowieckiej. Ponadto należy pamiętać, że w momencie powołania rządu Mazowieckiego Polska była otoczona przez reżimy komunistyczne” – zauważył prof. Dudek.
Mazowiecki uważał, że wojska sowieckie muszą pozostać w Polsce co najmniej do momentu wynegocjowania porozumienia o zjednoczeniu Niemiec, które uwzględniałoby gwarancje dla polskiej granicy zachodniej. Dwa miesiące przed podpisaniem traktatu o potwierdzeniu granicy między Niemcami a Polską, 7 września 1990 r., minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski przesłał do Moskwy notę wnioskującą o rozpoczęcie rozmów o wycofaniu wojsk sowieckich. Polska dyplomacja żądała także zadośćuczynienia za szkody wywołane stacjonowaniem sił sowieckich. Już po kilku miesiącach negocjacji, na koniec 1990 r., stan wojsk upadającego imperium został zmniejszony do blisko 48 tys. żołnierzy. Polskę opuścił wtedy m.in. pułk lotnictwa myśliwsko-szturmowego z Kołobrzegu, pułk artylerii przeciwlotniczej z Legnicy, pułk śmigłowców z Brzegu, bataliony – samochodowy ze Świdnicy i chemiczny z Wrocławia, oraz brygada desantowo-szturmowa z Białogardu. W tym czasie w Polsce nie było już też sowieckiej broni jądrowej, potajemnie składowanej do schyłku lat osiemdziesiątych.
Strona polska domagała się od ZSRS rekompensaty finansowej za użytkowanie i zniszczenie mienia – sowieci odpowiadali żądaniami zapłaty za wybudowane przez nich i pozostawiane nieruchomości. Sowieckie żądania opiewały na ogromną kwotę w wysokości 27 mld rubli. Patową sytuację usiłowano rozwiązać najpierw tzw. wariantem zero, czyli wzajemną rezygnacją z odszkodowań, później zaś kontrowersyjnym pomysłem stworzenia mieszanych polsko-rosyjskich spółek, które zarządzałyby pozostającym w Polsce majątkiem. Ten postulat władz sowieckich pojawił się w rozmowach toczonych już po upadku ZSRS, w trakcie wizyty prezydenta Lecha Wałęsy w Moskwie w maju 1992 r. Skonfliktowany z nim rząd premiera Jana Olszewskiego pierwszy przedstawiał w swoim programie postulat współpracy z NATO i szybkiego wycofania wojsk sowieckich. Wynegocjowana przez Wałęsę polsko-rosyjska umowa o przyjaznej i dobrosąsiedzkiej współpracy pierwotnie zawierała zapis zobowiązujący obie strony do stworzenia warunków dla zakładania mieszanych przedsiębiorstw polsko-rosyjskich na terenie baz opuszczanych przez armię rosyjską w Polsce. Rząd Olszewskiego zareagował sprzeciwem, uznając, że ograniczałoby to suwerenność Polski. „Interwencja rządu Olszewskiego wywołała jednak wściekłość Wałęsy i przyczyniła się do dalszej antagonizacji obu stron i przyczyniła się do upadku rządu” – zaznaczał w rozmowie z PAP prof. Dudek.
Zgodnie z układem polsko-rosyjskim zawartym 22 maja 1992 r. podczas wizyty prezydenta Wałęsy w Moskwie ostatni żołnierz rosyjski miał opuścić Polskę do 31 grudnia 1993 r. Prezydent Borys Jelcyn, wykonując gest dobrej woli, skrócił ten termin o trzy miesiące. Postawa Jelcyna stała w sprzeczności z wypowiedziami wojskowych armii sowieckiej zaledwie kilkanaście miesięcy wcześniej, gdy polscy negocjatorzy zażądali, by wycofywani żołnierze wyjeżdżali bez broni, która miała być transportowana w wagonach towarowych: obawiano się, że pijani spadkobiercy imperium mogą strzelać z okien wagonów. Gen. Władimir Dubynin, głównodowodzący Północnej Grupy Wojsk, powiedział, że armia, która pokonała III Rzeszę z Polski, wycofa się z rozwiniętymi sztandarami wtedy, kiedy uzna to za stosowne i drogami, które uzna za odpowiednie. Dodał, że sprzeciw wobec tych warunków może być zagrożeniem dla polskich obywateli. Sam Dubynin nie miał jednak wpływu na negocjacje i nie dożył pożegnania wojsk rosyjskich. Zmarł 22 listopada 1992 r. w Moskwie. Rosjanom zależało także na tym, aby ich transporty nie były kontrolowane przez polskie służby. W wielu znajdowały się samochody kradzione w Niemczech, które docierały do Legnicy, a następnie „rozpływały się” w Rosji i innych krajach Wspólnoty Niepodległych Państw.
16 września 1993 r. wojska rosyjskie opuściły Legnicę, będącą od II wojny światowej siedzibą dowództwa wojsk sowieckich stacjonujących w Polsce. Następnego dnia na dziedzińcu Belwederu, wówczas rezydencji prezydenta RP, odbyło się pożegnanie Rosjan opuszczających Polskę. Prawdopodobnie resort obrony Federacji Rosyjskiej nie zorientował się, że Polacy organizują tę uroczystość w rocznicę sowieckiej agresji na Polskę. Dopiero tuż przed 17 września szef rosyjskiego MON odwołał swój udział w uroczystości, tłumacząc się chorobą. Uroczystość rzeczywiście miała dla Rosjan bardzo gorzki przebieg. Prezydent przypomniał, że 54 lata temu „zadano nam cios w plecy”, a dziś „dopełniła się miara sprawiedliwości dziejowej”. „Klęskę poniósł system przemocy, fałszu i bezprawia” – dodał. Ostatni oficerowie wyruszyli na wschód kilkanaście godzin po uroczystości, 18 września 1993 r. Spadkobiercy imperium sowieckiego pozostawili po sobie ogromne, zdewastowane i ograbione koszary. W ich rękach pozostało wiele bezprawnie zajmowanych obiektów, m.in. w centrum Warszawy, odzyskanych przez Polskę dopiero w latach 2022-2023.
Dziś wycofanie wojsk sowieckich jest uważane za jeden z kluczowych momentów procesu transformacji, szczególnie istotny z punktu widzenia zmiany architektury bezpieczeństwa w Europie Środkowej. Do połowy lat dziewięćdziesiątych postulat przystąpienia do NATO stał się częścią programu wszystkich najważniejszych sił politycznych. Pięć i pół roku po uroczystości na dziedzińcu Belwederu Polska stała się członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Historyczny moment z września 1993 r. upamiętnia tablica w Konkatedrze Matki Bożej Zwycięskiej na Kamionku w Warszawie, umieszczona tam w dwusetną rocznicę rzezi Pragi 4 listopada 1994 r. Przypomniano na niej wszystkie wystąpienia Rosji przeciwko polskiej wolności w latach 1768-1863 oraz okres, gdy jej siły „okupowały naszą Ojczyznę po czwartym rozbiorze (1939-1993) szerząc zbrodnie komuny”. (PAP)
autor: Michał Szukała
You may like
Polska i Świat
Meduzy są sprytniejsze niż się wydawały
Published
4 dni agoon
26 września, 2023By
admin
Jak na pozbawione mózgu i składające się głównie z wody bezkręgowce meduzy mają zaskakująco dobre wyniki w nauce – informuje pismo „Current Biology”.
Meduzy istnieją już od 500 milionów lat i mimo raczej prostej budowy poradziły sobie lepiej niż trylobity czy dinozaury. Są memy na temat meduz sugerujące, że mózg nie jest tak całkiem niezbędny do życia.
Karaibskie meduzy mają tylko tysiąc komórek nerwowych i brak im scentralizowanego mózgu. Jednak nowe badania przeprowadzone na uniwersytecie w Kopenhadze (Dania)wykazały, że potrafią uczyć się na znacznie bardziej złożonym poziomie, niż kiedykolwiek sobie wyobrażano. Zdaniem autorów odkrycie to może poszerzyć także wiedzę o ludzkich mózgach.
Uważa się, że prosty układ nerwowy, bez scentralizowanego mózgu, najwcześniej rozwinął się u parzydełkowców (Cnidaria), do których oprócz meduz zaliczane są na przykład ukwiały czy koralowce. W powszechnej opinii im bardziej zaawansowany układ nerwowy, tym większe możliwości uczenia się.
Prof. Anders Garm, neurobiolog z uniwersytetu w Kopenhadze od ponad dziesięciu lat bada meduzy kostkowe – grupę meduz powszechnie znaną z tego, że należą do najbardziej trujących stworzeń na świecie (najjadowitsza jest australijska „osa morska” Chironex fleckeri). Jak się okazało, te niewielkie meduzy są nie tylko jadowite, ale także nadspodziewanie dobrze się uczą.
Jedną z najbardziej zaawansowanych cech układu nerwowego jest zdolność do zmiany zachowania w wyniku doświadczenia – zapamiętywania i uczenia się. Zespół badawczy kierowany przez Jana Bieleckiego z Uniwersytetu w Kilonii i Andersa Garma z Kopenhagi postanowił przetestować tę zdolność na przykładzie karaibskiej meduzy kostkowej Tripedalia cystophora. Ta mająca tylko centymetr średnicy meduza zamieszkuje wody, w których rosną lasy namorzynowe. Dzięki swoim 24 oczkom (jest ich więcej niż u innych meduz) może polować na maleńie stawonogi zwane widłonogami, starając się unikać kolizji z twardymi korzeniami mangrowców. Jej środowisko życia zostało odwzorowane w warunkach laboratoryjnych.
Gdy mała meduza kostkowa niebezpiecznie zbliża się do korzenia, odwraca się i odpływa. Jeśli jednak skręci zbyt wcześnie, nie będzie miała wystarczająco dużo czasu, aby łapać widłonogi. Z kolei zbyt późny zwrot to ryzyko zderzenia, które galaretowate ciało meduzy znosi z trudem. Jak odkryli badacze, dla niezawodnej oceny odległości konieczna jest precyzyjne wykrywanie kontrastu. Meduzy najpierw obijały się o korzenie, ale mniej więcej po pięciu zderzeniach nauczyły się tego unikać. Pod względem pojętności nie ustępowały zatem muszkom owocowym, a nawet myszom. Eksperymenty z zakresu elektrofizjologii i warunkowania klasycznego pozwoliły potwierdzić, że w układzie nerwowym meduzy zachodzi proces uczenia się.
„Nasze eksperymenty pokazują, że kontrast, czyli sprawdzanie o ile korzeń jest ciemniejszy w stosunku do wody, jest wykorzystywany przez meduzy do oceny odległości do korzeni, co pozwala im odpłynąć w odpowiednim momencie. Jeszcze bardziej interesujący jest związek między codziennymi zmianami odległości i kontrastu pod wpływem wody deszczowej, glonów i działania fal” – zaznaczył Anders Garm.
I dodał:„Widzimy, że na początku każdego nowego dnia polowania meduza kostkowa uczy się na podstawie obecnych kontrastów, łącząc wrażenia wzrokowe i doznania podczas manewrów uniku, które kończą się niepowodzeniem. Zatem pomimo posiadania zaledwie tysiąca komórek nerwowych – nasz mózg ma ich około 100 miliardów – potrafi łączyć czasowe zbieżności różnych wrażeń i uczyć się tych połączeń – czyli jest zdolna do tego, co nazywamy uczeniem się skojarzeniowym. I faktycznie uczy się tak szybko, jak zaawansowane zwierzęta, takie jak muszki owocowe i myszy”.
Wyniki nowych badań (https://www.cell.com/current-biology/fulltext/S0960-9822(23)01136-3) przełamują wcześniejsze naukowe wyobrażenia na temat tego, do czego zdolne są zwierzęta z prostym układem nerwowym.
„Kiedyś zakładano, że meduzy zdolne są jedynie do najprostszych form uczenia się, w tym przyzwyczajania się do określonej stymulacji, takiej jak ciągły dźwięk lub ciągły dotyk. Teraz widzimy, że mają znacznie bardziej wyrafinowaną zdolność uczenia się, oraz że mogą uczyć się na swoich błędach. W ten sposób modyfikują swoje zachowanie” – wskazał prof. Garm.
„To nader ważna wiadomość dla fundamentalnej neuronauki. Zapewnia nowe spojrzenie na to, co można zrobić za pomocą prostego układu nerwowego. Sugeruje to, że zaawansowana nauka mogła od samego początku być jedną z najważniejszych korzyści ewolucyjnych układu nerwowego ” – podkreślił.
Zespół badawczy pokazał także, gdzie zachodzi proces uczenia się u meduz kostkowych, co dało wyjątkowe możliwości badania zmian zachodzących w komórce nerwowej zaangażowanej w zaawansowane uczenie się.
Naukowcy mają nadzieję, że meduzy mogą stać się zaawansowanym modelem do badania procesów komórkowych w uczeniu się wszelkiego rodzaju zwierząt. Obecnie próbują dokładnie określić, które komórki biorą udział w uczeniu się i tworzeniu pamięci. W ten sposób będą mogli obserwować, jakie zmiany strukturalne i fizjologiczne zachodzą w komórce podczas uczenia się. Być może podobnie wygląda to także u innych zwierząt czy u człowieka.
„Zrozumienie czegoś tak enigmatycznego i niezwykle złożonego jak mózg jest samo w sobie czymś absolutnie niesamowitym. Istnieje jednak niewyobrażalnie wiele przydatnych możliwości. Jednym z głównych problemów w przyszłości będą niewątpliwie różne formy demencji. Nie twierdzę, że znajdujemy lekarstwo na demencję, ale jeśli lepiej zrozumiemy, czym jest pamięć, co jest głównym problemem w przypadku demencji, być może będziemy w stanie położyć podwaliny pod lepsze zrozumienie choroby i być może jej przeciwdziałanie” – podsumował badacz.(PAP)
Polska i Świat
Początek astronomicznej jesieni
Published
1 tydzień agoon
23 września, 2023By
admin
W sobotę rano pozycja Słońca znalazła się w tzw. punkcie Wagi, co definiuje początek astronomicznej jesieni. O tej porze roku będzie można zobaczyć m.in. częściowe zaćmienie Księżyca, roje meteorów i zakrycie planety Wenus przez Księżyc.
Jesień rozpoczęła się dokładnie o godz. 8.50. Ten moment wynika z trasy Słońca po nieboskłonie. Nasza dzienna gwiazda porusza się po tzw. ekliptyce. Ekliptyka przecina się z równikiem niebieskim (który można sobie wyobrazić jako poszerzenie w kosmos równika ziemskiego) w dwóch punktach: punkcie Barana i punkcie Wagi. Są to punkty równonocy, odpowiednio wiosennej i jesiennej. Teraz Sońce przejdzie przez punkt równonocy jesiennej.
Przy czym faktyczne zrównanie dnia z nocą następuje nieco później, co wynika ze zjawiska refrakcji atmosferycznej w ziemskiej atmosferze (obiekty są widoczne nawet pół stopni powyżej horyzontu, nawet jeśli faktycznie znajdują się za nim) i obecnego sposobu mierzenia wschodów i zachodów Słońca (gdy ostatni fragment tarczy słonecznej pojawia się albo ukrywa się za horyzontem). Dzień i noc będą równie 3,5 doby później.
Jesień astronomiczna potrwa do 22 grudnia do godz. 4.27, kiedy to ustąpi astronomicznej zimie.
Jesień przywita nas Superksiężycem, czyli pełnią zachodzącą w momencie, gdy Księżyc jest w pobliżu perygeum swojej orbity wokół Ziemi (29 września godz. 11.58).
Z kolei 14 października nastąpi obrączkowe zaćmienie Słońca, ale zjawisko to nie będzie niestety widoczne w Polsce. Pas zaćmienie obrączkowego będzie przebiegać przez Amerykę Północną i Amerykę Południową.
Pod koniec października zaś będzie można obserwować częściowe zaćmienie Księżyca ((z 28 na 29 października). Początek zjawiska nastąpi o godz. 20.02 w formie zaćmienia półcieniowego, a o godz. 21.35 tarcza Księżyca zacznie wchodzić w cień Ziemi. Faza maksymalna nastąpi o godz. 22.15, zakryte będzie około jednej ósmej tarczy Księżyca.
Według astronomów spektakularne będzie zakrycie Wenus przez Księżyc – 9 listopada. Nastąpi ono co prawda w dzień, ale będzie je można obejrzeć przy pomocy teleskopu. Zjawisko rozpocznie się o godz. 10.57, a Wenus wyłoni się zza tarczy Srebrnego Globu o godz. 12.14.
Jesienią aktywnych będzie kilka rojów meteorów. 7 października przypadnie maksimum Drakonidów, 21/22 października maksimum Orionidów, 4/5 listopada maksmimum Taurydów, 17/18 listopada maksimum Leonidów, a 13/14 listopada maksimum Geminidów.
Będzie to też dobry czas na obserwacje planet, gdyż niewidoczny będzie w praktyce jedynie Mars. Na początku jesieni wieczorem widać wschodzącego Jowisza. Co ciekawe, w połowie dystansu na niebie pomiędzy Jowiszem, a Plejadami widoczny jest Uran, ale do zobaczenia tej planety potrzeba teleskopu. Wieczorem można spojrzeć też na Saturna. Z kolei gdy na niebo spojrzymy nad ranem, to jasno świeci Wenus, a nisko nad horyzontem widać Merkurego. Przez teleskop zaś przez cała noc można podziwiać Neptuna.
W pierwsze jesienne wieczory będzie można dostrzec nad Polską przelatująca Międzynarodową Stację Kosmiczną. Kolejna seria widocznych przelotów nastąpi na przełomie października i listopada, ale tym razem nad ranem, a ponownie wieczorami – na przełomie listopada i grudnia.(PAP)


W Pile powstanie nowy żłobek

Gdzie jest 1 mld złotych z KPO pyta Dariusz Standerski

Wielka szansa przed jedenastoma samorządami z Wielkopolski Północnej

Czas na Twój ruch!

1,6 mln złotych dla Szpitala Powiatowego w Wyrzysku

Gdzie jest 1 mld złotych z KPO pyta Dariusz Standerski

Premier Mateusz Morawiecki z krótką wizytą w Pile

Wypadek busa z dziećmi na DK11 w Dobrzycy

Festiwal Teatrów Światła Piła 2023 – Grattie Ciel
