Muniek Staszczyk© Twoje7dni | Krzysztof Dęga

Muniek Staszczyk: "Obudziłem się w szpitalu. Miałem wielkie szczęście"

Krzysztof Dęga

W 2019 roku Muniek Staszczyk przeszedł wylew krwotoczny w Londynie. Dziś mówi o tym bez patosu, z wdzięcznością i dystansem. W szczerej rozmowie opowiada, co doprowadziło go do choroby i jak wyglądało jego powracanie do życia i muzyki.

W lipcu 2019 roku Muniek Staszczyk, lider T.Love, pojechał do Londynu na koncert Boba Dylana. Nie przypuszczał, że ta podróż zakończy się dramatem.

– "Pojechałem z kumplami, chodziliśmy po pubach, ale nie było miliona piw. Może trochę za dużo..." – wspomina. Po koncercie, gdy samolot do Warszawy został odwołany, zdenerwował się. – "Kończyłem wtedy płytę ‘Syn Miasta’. Byłem umówiony na miksy z Emade i to mnie bardzo stresowało" – dodaje.

Tego dnia miał też wysokie ciśnienie. – "Już w 2005 roku zdiagnozowano u mnie nadciśnienie. Brałem leki, potem przestałem. To cichy zabójca – nic nie czujesz" – mówi. Wieczorem położył się spać. Obudził się dopiero dwa dni później, w szpitalu.

"Obudziłem się w szpitalu. Krew wyleciała nosem"

– "Pamiętam tylko zakrwawioną poduszkę. Lekarze mówili, że miałem szczęście, bo to był wylew krwotoczny i część krwi wyszła na zewnątrz. Gdyby nie to, mogło być dużo gorzej" – opowiada.

W szpitalu w Londynie trafił pod opiekę specjalistów od udarów. – "To był szpital blisko lotniska. Palec Boży. Miałem świetną opiekę, dużo polskich pielęgniarek. Potem przeniesiono mnie do Warszawy, tam też trafili się dobrzy lekarze" – wspomina.

"To była nauka pokory"

Rehabilitacja trwała miesiącami. Najpierw koncerty akustyczne, potem powrót do rock’n’rolla. – "Na początku grałem na siedząco, w projekcie Muniek i Przyjaciele. Dopiero po czasie wróciłem do T.Love. W 2022 roku znów stanąłem na scenie i wszystko jest dobrze" – mówi z uśmiechem.

Doświadczenie choroby zmieniło jego życie. – "Nie imprezuję już jak kiedyś. Cały zespół prowadzi się bardziej higienicznie. Mamy dystans – i do kariery, i do show-biznesu" – przyznaje.

W szpitalu widział wiele cierpienia. – "Dostawałem od ludzi tyle ciepła, że dziś sam staram się je oddawać. To nauka, której nikomu nie życzę, ale nawet z cierpienia można coś wynieść" – dodaje.

"Mierzę się z ciśnieniem – i z życiem"

Po powrocie do zdrowia Staszczyk zaangażował się w kampanię "Zmierz się z ciśnieniem".

– "Udzielałem wywiadów, żeby mówić ludziom: mierzcie ciśnienie. Gdybym wtedy potraktował sprawę poważnie, może nie byłoby wylewu. Teraz biorę leki codziennie. Ciśnienie mam jak dziecko" – śmieje się.

"Wiem, że mam coś jeszcze do zrobienia"

Dziś Muniek mówi o 2019 roku z dystansem, ale też z refleksją. – "Jak już zostałem na tym świecie, to znaczy, że ten najwyższy ma dla mnie jakiś plan. Miałem wielkie szczęście" – przyznaje.

Wydarzenia sprzed kilku lat stały się też punktem wyjścia do jego nowej książki "Chłopaki nie (skreślone) płaczą", w której wraca do tematu choroby i przemijania. – "To nie jest typowo muzyczna książka. To historia o życiu, o górach i dołkach, o tym, że zawsze warto wstać i iść dalej" – mówi.

Muniek Staszczyk, dawniej buntownik i rock’n’rollowiec, dziś z większym spokojem patrzy na świat.

– "Mam dystans do wszystkiego. Do kariery, do sławy. I wdzięczność – bo mogło mnie już nie być" – podsumowuje.

Krzysztof Dęga