Connect with us

Zdrowie

Zakażenia HIV dotyczą dziś głównie ludzi w “białych kołnierzykach”, artystów i celebrytów, a nie narkomanów

Published

on

Główną drogą zakażenia wirusem HIV są dziś kontakty seksualne; dotyczy ono zupełnie innej niż dawniej grupy społecznej – nierzadko ludzi w “białych kołnierzykach”, artystów i celebrytów – ostrzega  dr n. med. Grażyna Cholewińska.

PAP: Rekordową liczbę ponad 2,9 tys. nowych zakażeń wirusem HIV odnotowano w naszym kraju w 2023 r. To o ponad 20 proc. więcej niż rok wcześniej, gdy było 2361 przypadków tej infekcji. Mamy nadal stosunkowo niewiele tego typu zakażeń ogółem, jednak tak duży wzrost w ciągu roku jest niepokojący.

 

Dr Grażyna Cholewińska, ordynator Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie, konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób zakaźnych województwa mazowieckiego: Może powiem najpierw, jaka jest sytuacja na świecie. Bo na całym naszym globie wciąż z powodu zakażenia wirusem HIV choruje prawie 37 mln ludzi. Tę infekcję znamy od początku lat 80. XX w., czyli od niemal 40 lat.

Advertisement

 

PAP: Głównie dotyczy ona jednak krajów od nas dość odległych.

 

Dr G. Ch: Najwięcej infekcji jest w państwach Afryki Subsaharyjskiej. Tam najczęściej chorują kobiety, które zakażają swoje dzieci. Tym samym jest wiele przypadków wrodzonego zakażenia HIV u ludzi młodych.

Advertisement

 

PAP: A jak jest w Europie i Stanach Zjednoczonych?

 

Dr G. Ch: W Europie zarejestrowano 2,4 mln osób zakażonych wirusem HIV i ta liczba od wielu lat się nie zmienia. Związane jest to z tym, że dzięki bardzo skutecznej terapii antyretrowirusowej pacjenci nie umierają z powodu AIDS, żyją przez wiele lat; ale przybywa też nowych zakażonych.

Advertisement

 

PAP: W Polsce wirus HIV w jest obecny od 1986 r.

 

Dr G. Ch: W naszym kraju mamy około 30 tys. zakażonych – według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. Jest to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. My, specjaliści zajmujący się tym problemem, uważamy, że faktyczna liczna zakażonych wirusem HIV jest co najmniej dwa razy większa. Jednak te osoby o tym nie wiedzą, bo nigdy nie poddały się testowi na obecność tego groźnego patogenu.

Advertisement

 

PAP: Polacy niechętnie się badają?

 

Dr G. Ch: Tak, ale to wynika też z tego, że zakażenie to przez długi czas, nawet przez 8-10 lat, nie jest zauważane przez osobę zainfekowaną, gdyż nie daje ono żadnych objawów, jest wirusową infekcją bezobjawową. Człowiek zakażony, nie mając poczucia choroby, po prostu się nie bada. Ma w organizmie wirusa, który się namnaża i niszczy odporność, bo jego natura jest taka, że atakuje limfocyty, komórki odpornościowe.

Advertisement

 

PAP: Taka osoba nie ma poczucia choroby. Bardzo podstępne.

 

Dr G. Ch: I nie wykonuje badań oraz nie konsultuje się z lekarzem. A trwa to tak długo, aż dojdzie do stanu krytycznego, gdy układ immunologiczny zostanie przez wirusa zniszczony krytycznie. Wtedy dopiero pojawiają się pierwsze objawy choroby. Mogą to być objawy spowodowane przez tzw. choroby oportunistyczne, związane z tym, że osobę z osłabioną odpornością atakują bakterie i inne wirusy, a także grzyby i pasożyty. W tej fazie zakażenia możemy mówić o chorobie AIDS (ang. Aquired Immuno -Deficiency Syndrome), czyli zespołu nabytego niedoboru odporności.

Advertisement

 

PAP: Wracamy wciąż do tego samego problemu – rzadko poddajemy się testom na obecność wirusa HIV.

 

Dr G. Ch: Zaledwie 9 proc. Polaków kiedykolwiek w życiu poddało się takiemu testowi, jak wykazały badania prof. Zbigniewa Izdebskiego, opublikowane w raporcie na temat zachowań seksualnych Polaków. To bardzo mało. W USA testy na obecność wirusa HIV wykonało dotąd 60 proc. społeczeństwa.

Advertisement

 

PAP: Z własnej woli?

 

Dr G. Ch: Takie testy przeprowadza się często przy okazji innych badań, prowadzonych w ramach programów profilaktycznych lub badań okresowych związanych z pracą zawodową.

Advertisement

 

PAP: Jakie są skutki tak rzadkiego testowania się na obecność wirusa HIV w Polsce?

 

Dr G. Ch: Pacjent zjawia się u lekarza dopiero w zaawansowanym okresie zakażenia. W Europie tak jest u 30 proc. osób zgłaszających się z tzw. późną prezentacją objawów infekcji wirusem HIV (ang. Late Presenters). Połowa tych pacjentów ma już tak zaawansowaną chorobę, że mimo dostępu do skutecznych leków trudno ją leczyć. Terapia jest wtedy bardziej kosztowna i wymaga dłuższej hospitalizacji.

Advertisement

 

PAP: A jak jest w Polsce?

 

Dr G. Ch: Co druga osoba z nowo wykrytym wirusem HIV ma objawy późnej prezentacji choroby. Czyli do zakażenia doszło u nich przed wieloma laty, ale o tym nie wiedzieli, bo nigdy nie wykonali testu na HIV.

Advertisement

 

PAP: Zarażali w tym czasie inne osoby?

 

Dr G. Ch: Osoba z wirusem HIV i dość dużą aktywnością seksualną, w ciągu jednego roku może zainfekować nawet dwóch, trzech partnerów seksualnych.

Advertisement

 

PAP: Kto najczęściej się zakaża? Infekcje z wirusem HIV wciąż kojarzone są głównie z osobami nadużywającymi narkotyki dożylne i prostytutkami.

 

Dr G. Ch: Taka wciąż jest u nas świadomość społeczna. Ale tego zjawiska dawno już nie ma. Zakażenie wirusem HIV to dziś infekcja dotycząca zupełnie innej warstwy społecznej: nierzadko dotyka ludzi w „białych kołnierzykach”, prezesów korporacji oraz artystów i celebrytów, polityków, ale także zwyczajne osoby, które prowadzą regularne życie seksualne. A główną drogą zakażenia są kontakty seksualne niezabezpieczone prezerwatywą, z partnerem/partnerką, o których nie wiadomo, czy są zakażeni HIV czy nie.

Advertisement

 

PAP: A zakażona krew?

 

Dr G. Ch: Nie, bo krwiodawcy są testowani i bardzo dokładnie bada się krew, jak również produkty krwiopochodne. Dzięki temu od lat 80. XX w., przez ponad 30 lat nie mieliśmy w naszym kraju żadnych udokumentowanych zakażeń przeniesionych poprzez krew, transfuzję czy zabiegi operacyjne.

Advertisement

 

PAP: Pozostaje droga seksualna.

 

Dr G. Ch: HIV/AIDS wręcz nazywane jest chorobą przenoszoną drogą płciową. Im więcej jest ryzykownych (niezabezpieczonych) kontaktów seksualnych z nieznanymi partnerami, którzy się nie testują, tym większe jest ryzyko zakażenia.

Advertisement

 

PAP: Kto w tej grupie dominuje?

 

Dr G. Ch: Mężczyźni utrzymujący kontakty seksualne z mężczyznami – na tę grupę od 20 lat przypada 80 proc. nowych zakażeń. Rzadziej zarażają się kobiety, ale w ostatnich latach u nich zdarza się to coraz częściej.

Advertisement

 

PAP: A obcokrajowcy?

 

Dr G. Ch: Z Ukrainy przybyła do nas ogromna liczba osób zakażonych wirusem HIV, głównie kobiet. Niektóre wiedziały o swoim zakażeniu, tylko to ukrywały, inne dowiedziały się o tym w Polsce. Ale przyjeżdżają do nas osoby zakażone także z innych regionów świata – z Azji, na przykład z Pakistanu i Wietnamu, jak też z Afryki. Jeśli trafiają do ośrodków dla uchodźców, to są tam rutynowo testowane na obecność wirusa HIV.

Advertisement

 

PAP: Polacy też się zakażają za granicą.

 

Dr G. Ch: Część naszych rodaków wyjeżdża na dłużej w celach zarobkowych albo na krótszy pobyt w różnych krajach na całym świecie. Oni prowadzą tam życie seksualne, niekiedy zakażają się wirusem HIV, a potem wracają do swoich rodzin, do partnerek. Polacy wyjeżdżają turystycznie do krajów o dużym rozpowszechnieniu wirusa HIV (tzw. prewalencji), na przykład do Tajlandii czy Indii, tam gdzie jest duże ryzyko zakażenia. I część z nich podejmuje kontakty seksualne bez zabezpieczenia.

Advertisement

 

PAP: Zmienia się też obyczajowość seksualna.

 

Dr G. Ch: Nowym zjawiskiem jest chemsex, polegający na zażywaniu środków psychoaktywnych (chemicznych substancji) w celu zwiększenia doznań seksualnych. Są w Warszawie, podobnie jak na całym świecie sauny, kluby i „dark-room”, w których przyjmuje się różnego typu substancje odurzające, wdychane albo podawane doustnie, dożylnie lub doodbytniczo. A potem uprawia się seks z wieloma partnerami. Jeden z moich pacjentów przyznał, że w jeden weekend miał prawie trzydzieści kontaktów seksualnych.

Advertisement

 

PAP: W ten sposób łatwo się zakazić różnymi infekcjami, nie tylko HIV, także kiłą, rzeżączką, chlamydią.

 

Dr G. Ch: Przykładem jest tzw. małpia ospa, która rozprzestrzeniła się w 2022 r. na Grand Canaria podczas imprezy dla mężczyzn uprawiających seks z mężczyznami. Uczestniczyli w niej mężczyźni, którzy przyjechali niemal z całego świata. Wielu z nich uprawiało seks z nieznaną sobie wcześniej osobą i na dodatek bez zabezpieczenia. Z badań wynika, że na takich masowych spotkaniach tylko 30 proc. mężczyzn używa prezerwatyw.

Advertisement

 

PAP: HIV przestał budzić niepokój, ludzie przestali się go bać, bo wiedzą, że dzisiaj istnieje skuteczna terapia. Teraz podobnie jest z wirusem SARS-CoV-2.

 

Dr G. Ch: To dramat. Ze wszystkich badań wynika bardzo niski poziom świadomości społecznej i wiedzy na temat HIV i AIDS – o tym, jak można się zakazić, jak groźna jest to choroba i jak jej zapobiegać. Dotyczy to zresztą wszystkich chorób przenoszonych drogą płciową. Brakuje nam edukacji zdrowotnej, prowadzonej od najmłodszych lat. W programie nauczania szkolnego nie ma takiego przedmiotu jak „nauka o zdrowiu”. A powinien on być od pierwszej klasy szkoły podstawowej, a nawet od przedszkola.

Advertisement

 

PAP: Jak często należy wykonywać test na HIV?

 

Dr G. Ch: Osoba uprawiająca intensywnie seks bez zabezpieczenia, zwłaszcza jeśli jest to MSM (ang. Men who have sex with Men) powinna wykonywać test na HIV co najmniej raz w roku. Albo przynajmniej po każdym ryzykownym kontakcie seksualnym. Dodatni wynik testu HIV w takim przypadku umożliwiłby natychmiastowe włączenie profilaktyki po-ekspozycyjnej, co znacznie ograniczyłoby liczbę nowych zakażeń. Dobrze byłoby, gdyby test ten był obowiązkowy w ramach badań okresowych medycyny pracy – oprócz morfologii krwi, poziomu cholesterolu i glukozy.

Advertisement

 

PAP: Lekarze niechętnie proponują test na HIV.

 

Dr G. Ch: To prawda, lekarze rodzinni częściej powinni proponować pacjentom wykonanie testu HIV. Czasami takie badanie od razu wyjaśnia, jaka może być przyczyna dolegliwości, z jakimi zgłosił się chory. I szybciej można rozpocząć skuteczną terapię przeciwwirusową. Dotyczy to między innymi nowotworów, takich jak chłoniaki, rak szyjki macicy czy rak odbytu, bo w przypadku AIDS są to choroby oportunistyczne, wskazujące na zespół niedoboru odporności. A szybkie wykrycie tego zakażenia zwiększa skuteczność leczenia i poprawia rokowania chorego.

Advertisement

 

PAP: Test na HIV jest refundowany z budżetu u kobiet w ciąży?

 

Dr G. Ch: Tak, co więcej zgodnie z ustawą dotyczącą opieki perinatalnej z 2011 r. lekarz ginekolog ma obowiązek dwukrotnego zlecenia takiego badania u kobiet w czasie ciąży – oprócz testu na wirusowe zapalenie wątroby typu C (HCV). Jednak w Warszawie zaledwie 30 proc. ośrodków ginekologiczno-położniczych prowadzących ciążę takie testy wykonuje.

Advertisement

 

PAP: Jak skuteczna jest terapia?

 

Dr G. Ch: Leczenie AIDS w naszym kraju to – nie przesadzam – poziom światowy. Mamy wybitnych specjalistów w tej dziedzinie. Szkolimy się w najlepszych ośrodkach w Europie i USA. Polskie Towarzystwo Naukowe AIDS co roku wydaje zaktualizowane rekomendacje dotyczące diagnozowania i leczenia infekcji HIV i choroby AIDS. Mamy zatem bardzo wysokie standardy medyczne i niską wiedzę społeczną na temat HIV/AIDS. A efektem tego jest wzrost zachorowań z powodu zakażenia HIV.

Advertisement

 

PAP: AIDS wciąż jest nieuleczalną chorobą.

 

Dr G. Ch: Tak, ale w tym sensie, że człowiek raz zakażony HIV będzie miał wirusa w swoim organizmie do końca życia. Dotychczas nie ma szczepionki przeciwko wirusowi HIV. Mamy jednak wysoko skuteczne leki antyretrowirusowe, gdyż HIV należy do tzw. retrowirusów. Dzięki temu zakażenie HIV stało się chorobą przewlekłą, podobnie jak cukrzyca czy nadciśnienie tętnicze. Zażywanie odpowiednich leków gwarantuje wieloletnie przeżycie.

Advertisement

 

PAP: Jak długo?

 

Dr G. Ch: Pod opieką mamy wciąż pacjentów, którzy zakazili się w latach 80. XX w., czyli na początku epidemii, przed ponad 30 laty. Osoby z wirusem HIV, które przyjmują leki mogą normalnie żyć, pracować i prowadzić aktywne życie, a kobiety zachodzą w ciążę i rodzą zdrowe, niezakażone dzieci. Paradoksalnie, przy skutecznym leczeniu, długość życia pacjentów z HIV przeciętnie jest nawet dłuższa niż wynosi średnia dla naszego kraju.

Advertisement

 

PAP: Są pod stałą opieką i obserwacją.

 

Dr G. Ch: Tak i korzystają z leków bezpłatnie, jeśli tylko są ubezpieczeni. Pacjent musi tylko zgłaszać się regularnie do macierzystego ośrodka. Nie musi nawet kupować leków w aptece. Wraz z lekami ma również zapewniony cały wachlarz usług medycznych – pacjenci z wszelkimi odległościami zgłaszają do swojego ośrodka HIV/AIDS. Jedyny problem jest w tym, żeby pacjent wykonał test na HIV i do nas przyszedł. (PAP)

Advertisement

 

Rozmawiał: Zbigniew Wojtasiński

Advertisement
Continue Reading
Advertisement
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zdrowie

Muchomor sromotnikowy odpowiada za 90 proc. śmiertelnych zatruć; wystarczy jeden, by umrzeć

Published

on

By

fot. PAP

Muchomor zielonawy, znany też jako muchomor sromotnikowy, odpowiada za 90 proc. śmiertelnych zatruć grzybami na świecie. Czasem wystarczy zjeść jeden kapelusz, by umrzeć na skutek zatrucia – mówi mykolog dr hab. Marta Wrzosek.

Ten groźny grzyb zawiera w sobie szereg związków toksycznych – to fallotoksyny, jak np. falloidyna czy fallolizyna oraz amatoksyny, jak np. amanityna.

 

“Te pierwsze niszczą komórki krwi człowieka, ale są w większości substancjami nietrwałymi, które ulegają rozkładowi przy podgrzewaniu” – powiedziała PAP dr hab. Marta Wrzosek – biolog, mykolog, profesor UW, pracownik Ogrodu Botanicznego i wykładowca na Wydziale Biologii UW.

 

Advertisement

Niestety, gorzej jest z toksynami z drugiej grupy.

“Amanityna się tak łatwo nie rozkłada, nawet długie gotowanie jej nie niszczy. Amatoksyny, żeby uległy zniszczeniu, muszą być poddane temperaturze co najmniej 260 stopni C., więc grzyb się prędzej zwęgli, niż to nastąpi” – wyjaśniła mykolog.

 

Ostrzegła, że w Europie najgroźniejszym grzybem trującym jest muchomor zielonawy, znany też jako muchomor sromotnikowy. “Wystarczy jeden kapelusz, by umrzeć na skutek zatrucia” – wskazała.

 

Advertisement

To właśnie amanityna sprawia, że muchomor zielonawy jest śmiertelnie niebezpieczny dla człowieka. Powoduje ona zniszczenie komórek wątroby.

“Cała maszyneria komórkowa w wątrobie staje. To tak, jak byśmy włożyli kij w szprychy roweru – już nie pojedzie dalej. Tak samo jest z wątrobą. Po zatrzymaniu tworzenia się RNA komórki ulegają apoptozie, czyli po prostu się rozpływają” – podała ekspertka.

 

Często jedynym ratunkiem dla osób zatrutych muchomorem sromotnikowatym jest więc przeszczep wątroby, ale nie zawsze udaje się uratować życie ofiar. Po pierwsze dlatego, że objawy zatrucia pojawiają się późno – po sześciu, a czasem nawet po 16 godzinach, kiedy toksyny przeniknęły już do krwi. Czas jest tutaj bardzo istotnym czynnikiem.

 

Advertisement

Kiedy więc pojawią się już zawroty i bóle głowy, kolki, wymioty, biegunka, przyspieszenie tętna i trudności w oddychaniu, należy zatrute osoby, jak najprędzej przewieźć do szpitala sugerując możliwe zatrucie muchomorem zielonawym, co może przyspieszyć procedury – w tym szukanie odpowiedniego dawcy. Czas mijający od spożycia grzybów ma tu podstawowe znaczenie dla rokowania.

 

“Kłopot w tym, że jeśli zdarzają się zatrucia tym grzybem, to zwykle ulegają im całe rodziny, gdyż kilka muchomorów zielonawych trafia do wspólnego garnka z innymi smacznymi grzybami” – powiedziała.

 

Dodała, że zatruci muszą trafić na oddział intensywnej opieki medycznej, gdzie aparatura będzie podtrzymywała ich funkcje życiowe do czasu znalezienia dawcy, a w mniejszych szpitalach na OIOM-ach są po dwa miejsca, a nie pięć, więc pacjentów trzeba wieźć dalej – a czas leci.

Advertisement

“Lekarze muszą szybko decydować, kogo ratować, a kogo odesłać do innego szpitala, co może oznaczać wyrok, bo czas działa na ich niekorzyść” – zobrazowała Wrzosek.

 

Ekspertka zauważyła jednak, że szczęśliwie w tym roku, poza jednym przypadkiem, nie było jeszcze zatruć tymi grzybami. “Z roku na rok ich liczba spada, co jest wynikiem edukacji i rosnącej świadomości grzybiarzy, ale bądźmy czujni, bo sezon grzybowy jest w toku” – podsumowała.(PAP)

Advertisement
Continue Reading

Kobieta

Mięśniaki macicy można nowocześnie leczyć

Published

on

By

Rozmowa z prof. drem hab. n. med. Tomaszem Paszkowskim, kierownikiem III Katedry i Kliniki Ginekologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie

O mięśniakach macicy słyszy się stosunkowo często, zwłaszcza kobiety w starszym wieku wydają się znać to zagadnienie. Czy wynika to ze skali problemu?

Rzeczywiście, jest to duży problem i jedno z najczęstszych schorzeń, z którymi w swojej praktyce spotykają się ginekolodzy. Statystyki wskazują, że około 70% kobiet po 40. roku życia ma mięśniaki. To oczywiście nie oznacza, że wszystkie z nich cierpią na objawy takie jak krwotoki maciczne czy dolegliwości bólowe. Gdybyśmy jednak w badaniu populacyjnym poddali wszystkie kobiety badaniu ultrasonograficznemu, to okazałoby się, że większość posiada tego typu guzy w obrębie macicy.

Bardzo istotny jest też fakt, że mięśniaki są najczęstszą przyczyną anemii u kobiet, więc wielokierunkowość konsekwencji zdrowotnych mięśniaków jest ogromna. To po prostu często występująca choroba, która potrafi zrujnować jakość życia na bardzo wielu płaszczyznach.

Advertisement

Czym są i skąd się biorą mięśniaki macicy?

Zgodnie ze swoją definicją, są to łagodne guzy wywodzące się z mięśniówki gładkiej mięśnia macicy. Od wielkości, liczby i lokalizacji guzów zależy, czy i jakie objawy będzie miała pacjentka.

Wyróżniamy między innymi guzy w tak zwanej lokalizacji podśluzówkowej, które rosną od strony jamy macicy i powodują częste krwotoki. Z kolei inne, zwane podsurowicówkowymi, rozwijają się na zewnątrz tego narządu.

Duże znaczenie ma też liczba mięśniaków: bywają potężne pojedyncze guzy, bywają bardzo liczne, mniejsze, zlokalizowane w całej macicy. Obraz kliniczny może być różny. W każdym wypadku należy jednak zachować dużą czujność, ponieważ nie dysponujemy superczułą metodą, która odróżni mięśniaka od mięsaka – a ten ostatni nowotwór ma złośliwy charakter.

Advertisement

Jakie są grupy ryzyka? Na co kobiety powinny szczególnie zwracać uwagę? Czy przed mięśniakami można się ochronić?

Niestety, nie ma w tym zakresie dobrych wiadomości. Od wielu dekad prowadzone są badania na temat wpływu diety, zachowań, używek, masy ciała czy aktywności fizycznej na zapadalność na mięśniaki. Wnioski płynące z tych badań nie są jednoznaczne i nie pozwalają stworzyć konkretnej strategii prewencyjnej. Wciąż więc nie znamy odpowiedzi na pytanie, co kobieta powinna robić lub czego nie robić, żeby mięśniaków uniknąć.

Zdecydowanie powinniśmy jednak uczulać pacjentki na wszelkie niepokojące objawy. Mięśniak o niedużym rozmiarze i rozpoznany odpowiednio wcześnie, stanowi mniejsze zagrożenie i po prostu łatwiej sobie z nim poradzić. Niejednokrotnie wystarcza wtedy interwencja o minimalnej inwazyjności.

Jakie objawy powinny zaniepokoić kobietę?

Advertisement

Dwa podstawowe objawy mięśniaków macicy to przedłużające się, obfite miesiączki lub krwawienia pozamiesiączkowe, a także ból, szczególnie podbrzusza lub okolicy krzyżowej. Te objawy często ze sobą współistnieją, ale nawet w pojedynkę powinny skłonić do wizyty u lekarza.

Diagnostyka polega na badaniu fizykalnym i przezpochwowym badaniu ultrasonograficznym. Na ogół pozwala ono z odpowiednio wysokim poziomem czułości rozpoznać patologie w obrębie macicy.

A czy u kobiet po menopauzie objawem również mogą być krwotoki?

U tych pań raczej wygląda to inaczej. W późnym okresie pomenopauzalnym mięśniaki zwykle są nieme klinicznie, czyli bezobjawowe. Duże guzy mogą jednak dawać objawy w postaci ucisku na sąsiednie narządy: pęcherz moczowy czy jelito grube. W konsekwencji mogą pojawić się na przykład: częstomocz, zaparcia i ból. Te dolegliwości mogą być bardzo dokuczliwe, a nawet znacząco pogorszyć jakość życia kobiety.

Advertisement

Ponieważ po okresie menopauzy mięśniaki często nie dają objawów krwotocznych, to młodsze kobiety próbują niejednokrotnie „doczekać” z guzem do tego etapu. Nie decydują się na leczenie chirurgiczne, licząc na samoistne ustąpienie objawów. A tak nie zawsze się dzieje.

Zatrzymajmy się na moment na wpływie krwotoków wywołanych mięśniakami na jakość życia kobiet. Nie chodzi bowiem tylko o dyskomfort oraz ryzyko anemii, prawda?

Zgadza się, możliwych skutków niedokrwistości jest wiele. To nie tylko ogólne osłabienie, czy kołatania serca, które mogą wystąpić nawet przy niewielkim wysiłku. Wówczas zwykły spacer staje się problemem. Do tego dochodzi spadek koncentracji i sprawności intelektualnej, czyli trudności w zapamiętywaniu, ale też senność, kłopoty ze skupieniem się na codziennych czynnościach domowych czy zawodowych. Przypomnę, że u kobiet najczęstszą przyczyną niedokrwistości jest nadmierna utrata krwi miesiączkowej, a to z kolei bardzo często wiąże się z mięśniakami macicy.

Czy mięśniaki mogą wpłynąć także na płodność kobiety?

Advertisement

Oczywiście, obecność guza w macicy stanowi bowiem zaburzenie naturalnej anatomii tego narządu. Problem zależy od wielkości, liczby i lokalizacji mięśniaków, w niektórych przypadkach guz potrafi zablokować transfer zapłodnionego jaja płodowego do macicy, albo prawidłową implantację wczesnego zarodka. Również donoszenie ciąży może być utrudnione, a ponadto mięśniaki wiążą się z ryzykiem krwotoku okołoporodowego. Z perspektywy medycyny rozrodu i położnictwa mięśniaki to poważny problem.

Kobiety, u których często występują obfite miesiączki, tłumaczą to sobie często słowami „tak już widocznie mam”.

I jest to bardzo niewłaściwe podejście. Sam nieraz słyszę takie tłumaczenie od swoich pacjentek, które mimo ewidentnych dolegliwości postanawiają cierpieć. Rolą lekarzy jest w takiej sytuacji rzetelnie informować o problemie, liczymy też jednak na wsparcie mediów.

Trzeba głośno mówić, że dla zdrowia kobiet regularne wizyty u ginekologa to sprawa fundamentalna i w ten sposób można uratować swoje zdrowie, a nawet życie. Korzystając z okazji, chciałbym więc zaapelować: tolerowanie objawów, które uniemożliwiają normalne funkcjonowanie, jest niepotrzebnym cierpieniem. A niestety jest też tak, że przez początkowe ignorowanie problemu przez pacjentki, często trafiają one do naszych gabinetów z tak rozwiniętą chorobą, że na minimalnie inwazyjną interwencję jest już za późno.

Advertisement

Jak wygląda nowoczesne leczenie mięśniaków macicy?

Na szczęście możliwości jest dziś sporo. Dawno skończył się okres, kiedy jedyną metodą leczenia mięśniaków była operacja. Oczywiście, w wielu przypadkach nadal pozostaje ona najlepszym sposobem terapii, ale są też alternatywy. Na całym świecie, także w Polsce, coraz więcej pacjentek nie zgadza się na leczenie operacyjne, oczekując w pierwszej kolejności innych rozwiązań. A jeśli operacja okazuje się nieunikniona, to coraz częściej kobiety chcą, by była to procedura usunięcia samego mięśniaka, przeprowadzona jak najmniej inwazyjną techniką. Stosujemy wtedy laparoskopię lub histeroskopię. Mamy również możliwość leczenia farmakologicznego. Pojawiają się nowe preparaty, a kolejne badania cały czas trwają.

Czy polskie pacjentki mają dostęp do takiego leczenia?

Tak, lek do farmakologicznej terapii mięśniaków jest dostępny dla polskich pacjentek. Preparat został, oczywiście, najpierw odpowiednio przebadany pod kątem skuteczności i profilu bezpieczeństwa. Dzięki temu wiemy, że dla pewnej grupy pacjentek, choć oczywiście nie dla wszystkich, lek ten stanowi dobre rozwiązanie. Potwierdzają to również moje własne doświadczenia kliniczne.

Advertisement

A które metody leczenie mięśniaków macicy zaliczamy do minimalnie inwazyjnych?

Przede wszystkim metodę endowaskularną, czyli leczenie wewnątrznaczyniowe (ściśle rzecz biorąc, jest to tak zwana embolizacja tętnic macicznych). W naszej klinice w Lublinie stosujemy ją z powodzeniem od lat i u wielu pacjentek. Jest też metoda leczenia skupioną wiązką ultradźwięków – to jednak na razie terapia eksperymentalna. Metody te opracowano stosunkowo niedawno, ale wiadomo już, że w wielu przypadkach pozwalają uniknąć interwencji chirurgicznej. Należy jednak podkreślić, że nie są to rozwiązania dla każdej pacjentki. Musimy więc właściwie kwalifikować każdą pacjentkę do najlepszej dla niej metody. Mamy natomiast coraz więcej możliwości i możemy je coraz lepiej dopasowywać.

Często podkreśla Pan, że wybór terapii powinien być wspólną decyzją pacjentki i lekarza. A zatem nie powinno się kobiety do niczego przymuszać, trzeba natomiast starać się tłumaczyć i przekonywać. Dlaczego?

Właśnie tak powinna działać medycyna. Nauczał tego już Hipokrates, a wcześniej przedstawiciele medycyny chińskiej. Lekarz powinien unikać „syndromu Boga”, kiedy to wydaje mu się, że jest jedynym decydentem w sprawie wyboru leczenia. To nie jest dobry model uprawiania tego zawodu.

Advertisement

Dzisiaj za kluczową uznajemy zasadę „świadomej zgody” na leczenie. A „świadoma” oznacza, że lekarz musi najpierw przedstawić pacjentce pełen obraz sytuacji i dopiero wtedy pozwolić jej decydować się na konkretne leczenie czy zabieg. Należy informować zarówno o  potencjalnych korzyściach, jak i o ryzyku. Pacjentka musi wiedzieć, jakie są możliwe działania niepożądane, powikłania czy alternatywne możliwości w jej konkretnym przypadku. Te wszystkie informacje powinien jej przekazać i wyjaśnić lekarz. Niestety, często brakuje na to czasu – takiej rozmowy nie da się bowiem przeprowadzić w dwie minuty. Powinniśmy jednak dążyć do tego, by leczenie odbywało się, podobnie jak szycie, na miarę: trzeba poznać specyfikę pacjentki i na tej podstawie dopasowa

metodę terapeutyczną. Być może nie będzie to metoda idealna, ale dla danej kobiety będzie to terapia optymalna, czyli z najlepszym bilansem korzyści do potencjalnych skutków niepożądanych.

Czy zdarzają się nawroty mięśniaków u pacjentek, którym w ramach operacji nie usunięto macicy?

Tak, i nie są to rzadkie przypadki. Szacuje się, że w okresie 5–10 lat po miomektomii, jak nazywa się zabieg usunięcia mięśniaków z zachowaniem macicy, nawet u jednej trzeciej pacjentek pojawią się nowe guzy macicy o charakterze mięśniaków – w innych lokalizacjach. Usunięcie mięśniaka w całości nie znaczy, niestety, że pozbywamy się problemu na zawsze. Nie ponowi się on raczej w perspektywie tygodni czy miesięcy, ale wraz z upływem czasu od operacji prawdopodobieństwo nawrotu rośnie. Na to też należy zwracać uwagę pacjentek.

Advertisement

Na koniec jeszcze jedna kwestia, wcale nie najmniej istotna. Spora grupa kobiet, dowiedziawszy się, że mają mięśniaki macicy, szuka informacji w internecie. Czy mogą tam znaleźć wiarygodne informacje?

Tak zwany doktor Google pewnie niektórym ludziom pomógł, ale z pewnością wielu zaszkodził. Najpewniejszym źródłem wiedzy medycznej pozostaje lekarz, i nie należy z tego źródła rezygnować na rzecz portali internetowych ani forów wymiany poglądów. Dlatego najrozsądniejsze rozwiązanie to zgłosić się do ginekologa. Mam głęboką nadzieję, że każdy z moich kolegów dysponuje rzetelną wiedzą na temat dostępnych możliwości leczenia mięśniaków i ośrodków, w których poszczególne metody terapii są dostępne. To w końcu jest zadanie lekarza ginekologa, a nie pajęczej sieci internetu.

Dziękujemy za rozmowę.

Advertisement
Continue Reading