Connect with us

Wiadomości

Etnolog: w Wielkanoc nasi przodkowie szukali dobrych stron życia

Published

on

fot.PAP

Wielkanoc była czasem, kiedy szukano dobrych stron życia i znajdowano je w rytuałach i wspólnocie. Święto wymaga oddania emocjonalnego, a to właśnie z niego pochodzą zaufanie, nadzieja i odwaga – powiedział nam dr Damian Kasprzyk z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego.

PAP: Jakie miejsce w kalendarzu naszych przodków zajmowała Wielkanoc?

 

Damian Kasprzyk: Wielkanoc to najważniejsze święto chrześcijańskie. W nim zawiera się w gruncie rzeczy idea chrystianizmu, czyli śmierć i zmartwychwstanie. Ten moment był od początku tak czy inaczej upamiętniany. Podkreślmy, że było to przez kilka wieków jedyne święto chrześcijańskie. W związku z tym Wielkanoc świętowano w Polsce od momentu przyjęcia tej religii, czyli od X wieku. Jednak ludom określanym przez chrześcijan jako pogańskie, termin ten nie był obojętny. Słowianie, zresztą nie tylko oni, obchodzili swoje najważniejsze święta cztery razy w roku: podczas letniego i zimowego przesilenia oraz równonocy wiosennej i jesiennej. To w sposób oczywisty, nieprzypadkowy, ale też i nie bezproblemowy łączyło obie wielkie tradycje. Wielkanoc, choć jest świętem ruchomym, jednak zawsze obchodzonym w okresie przełomowym – gdy natura budzi się do życia po mrocznym okresie mrozu i chłodu. Wielkanoc przypada w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Według tej reguły nigdy nie będzie możliwa wcześniej niż 19 marca i później niż 25 kwietnia. Bazowym momentem służącym wyznaczeniu daty Wielkanocy jest zatem wiosenna równonoc. Jezusowe zwycięstwo nad śmiercią i szatanem idzie w parze ze zwycięstwem ciepła nad chłodem, światła nad mrokiem, wegetacji roślin nad martwotą. Jeśli dodamy do tego lęki dawnego człowieka, warunki życia i fakt, że na przednówku często przymierano głodem, to łatwiej zrozumiemy radosny charakter tych świąt oraz symbole, takie jak woda, jajko, kogut, zając, zielona gałąź…

Advertisement

 

PAP: Zmartwychwstanie Chrystusa poprzedza Wielki Tydzień, który w kulturze staropolskiej bogaty był w różnego rodzaju obrzędy. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku na terenie Polski centralnej i południowej w Wielką Środę lub w Wielki Czwartek, powszechny był zwyczaj wieszania, palenia Judasza. Na czym polegał?

 

D.K.: Zacznijmy od tego, że zwyczaj ten – w wymiarze symbolicznym – stanowi wersję topienia Marzanny zwanej też Śmiercichą, czyli szkaradnej kukły, symbolizującej czas zimowy kojarzony z głodem, nędzą i śmiercią. Kukłę należało spalić, utopić lub przynajmniej wyrzucić poza granice siedzib ludzkich, po czym uczestnicy takiego wydarzenia wracali szybko do domów nie oglądając się za siebie. To klasyczny zabieg o charakterze magicznym mający na celu ostateczne pozbycie się pory roku nieprzyjaznej człowiekowi. Bez wątpienia to praktyka o korzeniach prasłowiańskich, która, jak wiele pogańskich zwyczajów, doczekała się chrześcijańskiej modyfikacji. Wprowadzono mianowicie zwyczaj “pławienia Judasza”. Kukłę zdrajcy znanego z Ewangelii okładano kijami, palono, topiono, wieszano lub zrzucano z wierzy kościoła. Lud ochoczo i po staremu pastwił się nad wyobrażeniem “obcego”. Czas był właściwy – tuż po nadejściu astronomicznej wiosny. Prastary zwyczaj odziano jednak w nowe treści oraz wielkanocny kontekst. Słomiany Judasz miewał semicką fizjonomię, a przy pasku lub w garści dzierżył woreczek srebrników. Dziś zwyczaj (z rzadka praktykowany) wzbudza kontrowersje, trudno jednak nie zauważyć, że nawiązuje do ewangelicznego motywu – Judasz kończy marnie zarówno w przekazie św. Mateusza, jak i w ludowej celebracji. Jest symbolem zdrady, o której dowiadujemy się z Pasji. Sceny te wspominamy w przeddzień Wielkanocy w modlitwie, pieśni i religijnej ikonografii.

Advertisement

 

PAP: W tych dniach czczono także w szczególny sposób zmarłych…

 

D.K.: Dziś symbolika licznych czynności i atrybutów, które towarzyszą tradycjom wielkanocnym uległa radykalnej redukcji. Dotyczy to głównie motywów zaduszkowych wynikających nie tylko z rozważań o Męce Pańskiej, ale także z pogańskich praktyk świątecznych dedykowanych zmarłym. W domach katolickich w Wielki Czwartek jedzono tajnię – postną kolację na pamiątkę wieczerzy pańskiej. Miała ona charakter zaduszny. Wierzono, że tego wieczora dusze zmarłych przebywają wśród żywych. Tradycyjnie nie sprzątano po tajni ze stołu, zostawiając nieco jadła dla przybyszów z zaświatów. W rejonach, gdzie dominowało prawosławie, motywy zaduszne w czasie świat wielkanocnych były i są jeszcze bardziej czytelne. Niedziela przewodnia, tydzień po Wielkiej Nocy, i dni bezpośrednio po niej nazywane były Wielkanocą Umarłych. Na mogiłach rozkładano jedzenie w dużej obfitości. Nie mogło zabraknąć wódki, jaj, miodu, twarogu, blinów, kiełbasy i słoniny. Obcowanie ze zmarłymi, nabierało podczas tych biesiad szczególnego charakteru.

Advertisement

 

PAP: Zwyczajem kultywowanym w Wielki Piątek wieczorem lub w Wielką Sobotę rano był tzw. pogrzeb żuru i śledzia. Co to za rytuał?

 

D.K.: Przez cały okres Wielkiego Postu – od Środy Popielcowej po Wielką Sobotę – dominował w jadłospisie żur i śledzie. Dania te były, obok popiołu, symbolami postu, należało się ich skutecznie i definitywnie pozbyć. Gospodynie wysypywały w tym celu popiół na polu oraz tłukły garnek, w którym go przyniosły. Następnie organizowano pogrzeb żuru i śledzia. Polegało to na wyniesieniu z domu i wylaniu żuru oraz zakopaniu śledzia. Czasem wieszano rybę na drzewie, dokonując tym samym symbolicznej egzekucji sześciotygodniowego “dręczyciela” żołądków. Zabiegi te wyrażały radość z nadejścia świąt posiadały też wróżebny charakter – miały sprowokować dobrobyt, urodzaj, sytość w nadchodzących miesiącach.

Advertisement

 

PAP: Tradycją nieoderwalnie związaną z Wielką Sobotą jest święcenie pokarmów w kościołach. Jak dawniej przebiegała ta uroczystość i co znajdowało się w staropolskim koszyku ze święconką?

 

D.K.: Staropolski koszyk to określenie bardzo pojemne. Wszystko zależało przecież od zamożności gospodarza. Zacznijmy od tego, że zwyczaj święcenia pokarmów w takiej formie, jaką znamy dzisiaj, nie pojawił się na naszych ziemiach równocześnie z chrześcijaństwem. Ciekawostką może okazać się to, że jajka – jeden z podstawowych atrybutów-symboli Wielkanocy, zaczęto święcić prawdopodobnie dopiero w XIII w. Kościół przez dwa stulecia zakazywał spożywania jajek w okresie wielkanocnym. Skąd ta niechęć? U Słowian jajko związane było z kultem solarnym (owalny kształt żółtka). Było również uważane za potężny amulet przeciw czarom i złym mocom, występowało więc w obrzędach wiosennych i ku czci zmarłych. Jajko pełniło rolę silnego talizmanu zabezpieczającego przed złem. Jednym słowem było ważnym rekwizytem w zabiegach o charakterze magicznym. Można powiedzieć, że było tym sposobem skalane, a tym samym niebezpieczne dla nowej religii. Jednak jajko to symbol na tyle uniwersalny – związany z narodzinami i życiem w ogóle – że chrześcijaństwo nie mogło go zignorować i z niego zrezygnować. Być może świecenie jajek było pierwotnie zabiegiem mającym zdjąć z nich pogańską aurę i moc?

Advertisement

 

Wracając do święcenia pokarmów, gdy solidnie zakorzeniło się w tradycji, często polegało na kropieniu wszystkiego, co przygotowane było do spożycia w okresie świąt. Siłą rzeczy, produkty przygotowane do święcenia stanowiły demonstrację zamożności danego domu. W takich okolicznościach małe, wiklinowe koszyczki, jakich używamy dzisiaj bywały niepraktyczne. Żywność wożono lub noszono nieraz w wielkich koszach. Oczywiście obok pojawiały się przeznaczone do święcenia niepozorne zawiniątka biedoty. Inną kwestią było miejsce święcenia pokarmów. W miejscowościach parafialnych był to rzecz jasna kościół. Duchowni byli jednak bardziej chętni do wyjazdów z parafii w Wielką Sobotę i nie zawsze trzeba było transportować do kościoła święcone. W dworach i u bogatych gospodarzy żywność wystawiano na stołach, które uginały się od wędlin, lukrowanych bab czy ogromnych ilości jaj. Proboszcz lub wikary jeździł po okolicy i w tych okolicznościach święcił pokarmy. Z czasem ilość przeznaczonego do święcenia jadła malała. Dziś właściwie to symboliczne porcje, jednak nadal jest różnorodnie. W święconych koszykach obok chleba, masła, kiełbasy, szynki, boczku, białego sera, pieprzu i soli, pojawia się chrzan (w postaci tartej lub całokorzennej) i słodkości – ciasta, miód, a obecnie nawet czekoladowe zajączki. Najważniejsze jednak były i są nadal jajka.

 

PAP: Czym była walatka oraz siuda baba? Które z tych tradycji obchodzone są do dziś?

Advertisement

 

D.K.: Walatka czy też zabawa w wybitki to rodzaj rywalizacji z użyciem gotowanych i ozdobionych jaj. Uczestnicy toczą jaja po stole lub w inny sposób prowadzą do ich zderzenia. Komu skorupka jaja pęknie, ten je traci na rzecz przeciwnika. Wygrywa posiadacz “twardego” jaja. Zabawa tak prosta, że trudno jej przypisać regionalny charakter, choć etnografowie wskazują wschodnie tereny kraju jako obszar gdzie była i jest najbardziej powszechna.

 

“Siuda baba” to z kolei zwyczaj i postać charakterystyczna dla podkrakowskich wsi, pojawiająca się tam w poniedziałek wielkanocny. To mężczyzna przebrany za usmoloną i zaniedbaną kobietę, chodzący po wsi w towarzystwie “Cygana” i z asystą kilku chłopców ubranych po krakowsku. Zwyczaj ma związek z lokalną legendą, wedle której, w okolicach wsi Lednica Górna, przy źródełku, znajdowała się kiedyś świątynia pogańska. Miejsca tego strzegła kobieta, która wraz z nadejściem wiosny opuszczała świątynię i szukała swojej następczyni na kolejny rok. Z etnograficznego punktu widzenia “Siuda baba” i związany z nią lokalny wątek, choć ciekawy, jest jednak elementem szerszego zjawiska, tak zwanego wielkanocnego kolędowania. Podobnie jak postacie rodem z grup kolędniczych, pojawiających się na przełomie roku, tak i grupy wielkanocnych “przebierańców” sygnalizują radość człowieka wynikającą ze zmian w przyrodzie. Charakterystyczna dla tych zwyczajów jest symbolika płodnościowa i matrymonialna (przebierańcami są z reguły kawalerowie, a ofiarami ich dowcipów młode dziewczyny).

Advertisement

 

PAP: Jakie zwyczaje i obrzędy związane z okresem świąt wielkanocnych zostały całkowicie zapomniane?

 

D.K.: Kiedyś, rozbudowanej liturgii kościelnej towarzyszyło bogactwo zwyczajów domowych i gospodarskich związanych z ostatecznym odegnaniem zimy i sprowokowaniem aktywności wegetacyjnej roślin.

Advertisement

 

Dawniej bacznie obserwowano pogodę każdego z dni Wielkiego Tygodnia. Sądzono, że jaka będzie Wielka Środa taka cała wiosna, Czwartek – lato, Piątek – jesień a Sobota – zima. Generalnie deszczowy Wielki Tydzień zapowiada mokry cały rok. W drodze z niedzielnej rezurekcji gospodarze urządzali wyścigi furmanek wierząc, że zwycięzca będzie przodował we wszystkich pracach gospodarskich. Tego dnia nie wolno było kłaść się ani na chwilę, gdyż mogło to spowodować “położenie się” zboża w polu. Toczono jajka po grzbietach domowej zwierzyny, aby chowała się zdrowo i nabierała przysadzistych kształtów. Te oraz wiele innych praktyk i zwyczajów wyraźnie wskazuje na agrarny charakter części wielkanocnych tradycji. Czy nadal tak postępujemy? Nawet jeśli odpowiemy twierdząco, to z całą pewnością nie towarzyszy tym obserwacjom i czynnościom owe wróżebne przekonanie. Być może nie zależy nam na tym czy jakiekolwiek proroctwo się spełni, gdyż dysponujemy licznymi sposobami na odegnanie ewentualnych niedostatków, jesteśmy też pewniejsi (choć może to tylko złudzenie) naszego wpływu na szeroko pojętą rzeczywistość.

 

Im bardziej cofniemy się w czasie, tym więcej dostrzeżemy swobody i ekspresji zachowań, których dziś wyraźnie nam brakuje. Nawet czynności charakterystyczne dla dni, które wymagały powagi, skupienia i modlitwy stanowiły okazję do rozrywki, np. środowe kołatanie i bębnienie zastępujące bicie w dzwony czy wspomniany, piątkowy pogrzeb żuru i śledzia. Najlepszym przykładem jak bardzo przestaliśmy być spontaniczni, są tradycje poniedziałku zwanego lanym. Kto z nas, “z ręką na sercu”, będzie tego dnia oblewał sąsiadów wodą i smagał ich wierzbowymi gałązkami?

Advertisement

 

Nasi przodkowie, czując tchnienie wiosny, traktowali Wielkanoc jako czas nadziei. W związku z tym przepowiadali sobie obfite zbiory lub zamążpójście. Na dobrą wróżbę odwiedzali się, hałasowali, rywalizowali w rozmaitych czynnościach i grach, biesiadowali, sięgali po symbolikę płodnościową wody, jajek, koguta. Święta były czasem, w którym szukano dobrych stron życia i znajdowano je w rytuałach i wspólnocie. Święto wymaga oddania emocjonalnego, które ma niebagatelne znaczenie zarówno w życiu jednostek jak i społeczeństw, jako że z niego pochodzą zaufanie, nadzieja i odwaga. Spoważnieliśmy. Trudno nam sobie dzisiaj wyobrazić, że obrzęd religijny może wiązać się z zabawą. Nasi słowiańscy przodkowie, podobnie jak starożytni Grecy lub Rzymianie, widzieli te sprawy zupełnie inaczej. Wierzyli, że najwyższe moce cieszą się na widok radosnego człowieka, w związku z czym, poprzez wspólną radość – taniec, zabawę, rywalizację, choćby nawet drobne psikusy – najskuteczniej wielbimy bogów.

 

Rozmawiała Katarzyna Krzykowska

Advertisement

 

Damian Kasprzyk – dr nauk humanistycznych, etnolog, adiunkt w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego, członek Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego. Zasiada w redakcjach czasopism: “Zeszyty Wiejskie” (UŁ) i “Zbiór Wiadomości do Antropologii Muzealnej” (PTL). Członek Rad Muzealnych przy Muzeum Wsi Radomskiej, Muzeum Archeologicznym i Etnograficznym w Łodzi oraz Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach. Zainteresowania badawcze: regiony i regionalizmy, zagadnienia tożsamości regionalnej, muzeologia. (PAP)

Continue Reading
Advertisement
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Wiadomości

1 maja – 130 lat burzliwej historii Święta Pracy

Published

on

By

fot. PAP

Od pochodów i strajków lewicy niepodległościowej w czasie zaborów, przez burzliwe świętowanie w II RP i propagandowe defilady w PRL po pielgrzymki ludzi pracy na Jasną Górę – tak 1 maja obchodzono w Polsce na przestrzeni lat Międzynarodowy Dzień Solidarności Ludzi Pracy zwany Świętem Pracy.

„Ja też śpiewam. A kolor jego jest czerwony. A kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew. A kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew! Tłum jak wielkie zwierzę. (…) Ja mieszkam w tłumie. Jestem Jonaszem, w kieszeni mam wypełnioną ołowiem pałkę. Tłum waży sześćset ton, tyle, co cztery płetwale, sześćset ton ludzkiego cielska, a kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew. Idziemy Wolską, w stronę Starego Miasta, idziemy powoli i śpiewamy. Z okien czasem ktoś powiewa flagą, czerwoną, biało-czerwoną, krzyczy: +Niech żyje!+. Na Chłodnej dołączają do nas bundowcy i Poalej Syjon Lewica, chwilowo w stanie rozejmu, pochody mieszają się ze sobą, pamiętam to tak dokładnie, chwila zamieszania, pokrzykiwania przodowników i pochód formuje się ponownie, polskie transparenty, transparenty w jidysz, a ja zaraz za Szapirą, Szapiro rozluźniony i uważny, idziemy dalej. Za naszą bojówką bojówka Bundu, prawilne, zadziorne chłopaki, potem bojówka Poalej Syjon” – tak plastycznie opisywał pochód 1 maja w swojej powieści „Król” Szczepan Twardoch. Niektórzy bohaterowie „Króla” idący ulicami Warszawy połowy lat trzydziestych mogli mieć w pamięci pochody z czasów panowania rosyjskiego, gdy przedstawiciele lewicy niepodległościowej ryzykowali nie tylko ranami odniesionymi w walkach z przeciwnikami politycznymi, ale także śmiercią z rąk rosyjskiej żandarmerii.

 

Obchody Międzynarodowego Dnia Solidarności Ludzi Pracy na ziemiach polskich są związane z rozwojem ruchu robotniczego w ostatnich dekadach XIX wieku. W 1886 r. policja stłumiła strajk robotników w Chicago. Co ciekawe, powodem protestu McCormick Harvester Co. nie było łamanie praw pracowników, lecz planowana modernizacja fabryki, która oznaczała zwolnienie dużej części załogi. 1 maja rozpoczęły się starcia z policją. 4 maja jeden z robotników rzucił w funkcjonariuszy bombą. Zginęło jedenastu robotników i siedmiu policjantów. Sąd skazał siedmiu przywódców zamieszek na kary śmierci (wyrok wykonano wobec czterech). Trzy lata później kongres II Międzynarodówki uznał rocznicę rozpoczęcia tych krwawych zamieszek za Święto Funkcjonariuszy Pracy. Socjaliści określali skazanych jako męczenników bitwy o prawa robotnicze. Ogłoszony przy tej okazji hymn „Na dzień 1 maja” wykorzystywał melodię „Warszawianki” Wacława Święcickiego (później nazywanej „Warszawianką 1905”).

Advertisement

 

Ruch socjalistyczny na ziemiach polskich odradzał się w tym czasie po klęsce I Proletariatu. Pierwsze pochody i strajki organizowały II Proletariat i Związek Robotników Polskich. W 1891 r. w Łodzi i Żyrardowie doszło do starć z wojskiem, a następnie do represji władz carskich. Z późniejszych demonstracji największe rozmiary przybrały wystąpienia w okresie rewolucji 1905 r. Na 1 maja wydawano również specjalne ulotki i jednodniówki. Największy autorytet polskiej lewicy niepodległościowej Bolesław Limanowski z perspektywy Paryża w kolportowanej w Warszawie odezwie podsumowywał dotychczasowe efekty rewolucji: „Ten niespodziewany w swej potędze przejaw woli ludowej zatrwożył i najeźdźców, i wyzyskiwaczy. Najeźdźcy zaczęli przemawiać do ludu w jego ojczystym języku, który przedtem pogardliwie psim nazywali. Wyzyskiwacze spostrzegli, iż trzeba poczynić robotnikom ustępstwa, pomiarkować nieco swoją chciwość”. W przesłaniu Limanowski akcentował wątki niepodległościowe: „Musimy przygotować się należycie do wymiatania śmieci z kraju, kiedy na nas zawołają: już pora. A gdy wymieciemy śmiecie z kraju, to mając broń w ręku, nie pozwolimy, aby ktoś nieproszony gospodarzył w naszym domu, ale sami zostaniemy gospodarzami w naszej Rzeczypospolitej i urządzimy się tak, jak nam będzie najlepiej”.

 

W zupełnie innym tonie, już u zarania niepodległości utrzymane były pierwszomajowe odezwy organizacji lewicowych, które nie dążyły do budowy własnego państwa. 1 maja 1918 r. Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy wzywała do strajku generalnego wymierzonego w okupantów z Niemiec i Austro-Węgier oraz „na chwałę robotnikom rosyjskim, ich potężnemu zwycięstwu nad caratem i burżuazją, ich przesławnej rewolucji socjalnej”. Ostatecznym celem miało być zjednoczenie z rewolucją bolszewicką w Rosji.

Advertisement

 

Nieprzypadkowo więc, w czasach II Rzeczypospolitej 1 maja na ulicach toczyły się walki nie tylko pomiędzy ugrupowaniami lewicowymi a narodową demokracją, ale również zwolennikami lewicy niepodległościowej i agenturalnej Komunistycznej Partii Polski. Oddzielne pochody organizowała też żydowska partia Bund. W niektórych regionach własne uroczystości miały również środowiska chłopskie. Były one wyjątkowo okazałe ze względu na udział orkiestr ludowych. Wszystkie pochody i wiece były chronione przez uzbrojone (czasami w broń palną) bojówki partyjne.

 

W największych ośrodkach przemysłowych – Warszawie, Łodzi i na Górnym Śląsku – robotnicy zbierali się w swoich fabrykach lub dzielnicach i wspólnie dołączali do wielkiego marszu w centrum miasta. „W fabryce Lilpopa o godz. 9 otwarto bramę dla umożliwienia publiczności wzięcia jak najliczniejszego udziału w obchodzie. […] Następnie uformował się pochód w liczbie ponad 3000 osób, reprezentujących fabryki Lilpopa, Franaszka oraz dzielnicę Wola i podmiejską Chrzanów. W pochodzie zwracał uwagę liczny oddział rowerzystów, młodzież ze sztandarami oraz kobiety i dzieci” – pisano w jednej z relacji w latach trzydziestych. Niekiedy w pochodach z tamtego czasu niesiono portrety teoretyków socjalizmu – Karola Marksa i Fryderyka Engelsa – oraz Ignacego Daszyńskiego i zamordowanego przez włoskich faszystów przywódcę socjalistów, Giacoma Matteottiego. Od wieców odbywających się w innych krajach Europy te organizowane przez polską lewicę niepodległościową odróżniały również śpiewane pieśni: „Międzynarodówkę” zastępowano „Czerwonym sztandarem” i „Warszawianką 1905”. Stołeczne zgromadzenia PPS kończyły się z reguły na placu Dąbrowskiego, gdzie przywódcy formacji wygłaszali płomienne przemówienia.

Advertisement

 

„1 maj w roku bieżącym jest świętem o wyjątkowym znaczeniu. Tradycyjne święto pracy w warunkach odzyskanej niepodległości, w momencie odbudowy naszej państwowości, w momencie dobijania potwora hitlerowskiego w jego własnym, zbójeckim gnieździe – urasta do roli święta ogólnonarodowego” – stwierdzało wydawane na warszawskiej Pradze „Życie Warszawy”. Artykuł „Święto 1 Maja w Polsce Odrodzonej” jest manifestem ideologicznego przesłania komunistów w pierwszych latach ich władzy. 1 maja, podobnie jak początkowo tolerowane Święto Konstytucji 3 Maja, miał być wykorzystywany do propagowania ideałów „wolności, demokracji, postępu”. Walka o nie miała być kontynuacją walki z „reżimem sanacji” oraz okupantem niemieckim. „Tylko konsekwentne odgrodzenie się od sanacyjno-ozonowych tradycji – tylko gruntowne wykorzenienie ich w naszym społeczeństwie – może być warunkiem – może być warunkiem, że cele, jakie postawiliśmy przed sobą na drodze do Polski demokratycznej, będą w pełni zrealizowane” – podkreślano w artykule podpisanym przez ppłk. Stefana Matuszewskiego, ministra informacji i propagandy w rządzie tymczasowym. „W oparciu o przymierze ze Związkiem Radzieckim potrafimy w całej pełni zapewnić naszemu demokratycznemu Państwu siłę i rozkwit w przyszłości” – dodawał Matuszewski.

 

Mimo że stolica była w gruzach, propagandowy dziennik wydawany na Pradze zapowiadał uroczystości mające odbyć się na lewym brzegu Wisły. „Już wczoraj w godzinach popołudniowych Warszawa przybrała odświętną szatę. Gmach Opery na Placu Teatralnym i cały szereg ocalałych wśród ruin domów udekorowano portretami Prezydenta Bieruta, Premiera Osóbki-Morawskiego, gen. broni Roli-Żymierskiego i opasano olbrzymimi wstęgami i wieńcami zieleni. Wieczorem na głównych arteriach Warszawy po raz pierwszy od dłuższego czasu zajaśniały żarówki elektryczne latarni ulicznych. […] Radosny nastrój tłumów biorących udział w tej wieczornej manifestacji w przeddzień Święta 1 Maja, jasno oświetlone ulice stolic, artystycznie wykonane dekoracje usunęły nieco w cień smutny obraz gruzów i ruin Warszawy” – opisywali redaktorzy „Życia Warszawy”. 1 maja pierwsza defilada w Polsce rządzonej przez komunistów przeszła od placu Teatralnego, przez Krakowskie Przedmieście do skrzyżowania z Alejami Jerozolimskimi. Gazeta „szacowała” liczbę manifestantów na 100 tysięcy.

Advertisement

 

Poza powtarzającymi się „rytualnymi” przemówieniami podkreślającymi wagę przyjaźni ze Związkiem Sowieckim i „przemian demokratycznych” przedstawiciele nowej władzy ostrzegali „wrogów ludu”. „Usiłuje jeszcze bruździć reakcja. My umiemy doskonale odróżnić nieznanych żołnierzy i bojowników, którzy ginęli pod gruzami Warszawy w walce z Hitlerem, od przywódców, od tej złej kliki, przez którą Warszawa została zniszczona. Niech reakcja nie usiłuje zainkasować zasług tych, którzy nie dla niej ginęli, lecz ginęli dla Polski” – mówił reprezentujący PPR minister oświaty Stanisław Skrzeszewski.

 

Co charakterystyczne dla pierwszego okresu istnienia „Polski ludowej”, obok informacji o obchodach 1 maja zamieszczano zapowiedzi uroczystości w rocznicę Konstytucji 3 maja. W mszy za ojczyznę w ocalałym kościele seminaryjnym miały wziąć udział władze państwowe i wojsko.

Advertisement

 

W kolejnych latach wraz z umacnianiem się nowego systemu obchody 1 maja stawały się coraz bardziej masowe i przymusowe dla robotników, uczniów i „inteligencji pracującej”. Oficjalne ogłoszenie 1 maja świętem państwowym było tylko formalnym potwierdzeniem tego procesu. „Dla zadokumentowania osiągnięć i zwycięstw klasy robotniczej, przodującej siły Narodu, budującego socjalizm, jako wyraz umocnienia się władzy ludowej, w hołdzie dla tysięcy bojowników wolności i postępu, dla zamanifestowania solidarności narodu Polskiego z siłami postępu i pokoju na całym świecie, w 60-tą rocznicę pierwszego obchodu międzynarodowego święta proletariatu w Polsce stanowi się, co następuje: Dzień 1 maja jest dniem święta państwowego, wolnym od pracy” – głosiła ustawa z kwietnia 1950 r. o ustanowieniu 1 maja świętem państwowym.

 

Propaganda komunistyczna w okresie stalinizmu wydaje się dokładnym odzwierciedleniem zapisów ustawy z kwietnia 1950 r. Podczas wielkiego pochodu 1 maja 1950 r. szczególnie wiele transparentów i słów poświęcono „współpracy i przyjaźni” ze Związkiem Sowieckim. Symbolem „budowy socjalizmu” były liczne hasła zapewniające o wykonaniu tzw. planu sześcioletniego. Wzorem pochodów moskiewskich ważnymi aktorami ich polskich odpowiedników byli przodownicy pracy przepasani szarfami informującymi o przekroczeniu norm prac. Na niektórych wiecach byli obecni weterani ruchu z czasów przewrotu 1905 r. „Cześć wielkim rewolucyjnym tradycjom 60-letnich walk pierwszomajowych” – głosił jeden z transparentów. Konsekwentnie pomijano ich ówczesne barwy partyjne. Przynależność do niepodległościowego PPS kłóciłaby się z czczonymi przez komunistów „tradycjami internacjonalistycznymi” przeciwnej odbudowie niepodległości Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy.

Advertisement

 

1 maja był także okazją do budowy polskiego odpowiednika stalinowskiego kultu jednostki. W „Polskiej Kronice Filmowej” z maja 1950 r. można było obejrzeć relację z wizyty delegacji młodzieży szkolnej u prezydenta RP Bolesława Bieruta. „Prezydent życzył swym gościom – przodownikom w nauce – żeby w przyszłości stali się również przodownikami pracy” – relacjonował lektor PKF Andrzej Łapicki. Mimo że podczas uroczystości w ogrodach Belwederu uczestniczyli też premier Józef Cyrankiewicz i sowiecki marszałek w polskim mundurze Konstanty Rokossowski, to Bierut był jedynym bohaterem tego wydarzenia. W PKF z 1953 r., szczytowego okresu polskiego stalinizmu, kamera uchwyciła scenę, w której matka pokazywała kilkuletniemu synowi Bieruta na trybunie honorowej. „Zobacz, dziecko, to nasz wódz, nauczyciel, przyjaciel” – głosił komentarz. Zbliżało to dyktatora do propagandowego wizerunku nieżyjącego już wówczas przywódcy ZSRS.

 

Po przełomie roku 1956 r. ideologiczne natężenie propagandy nieco zelżało. Zniknęło też wiele „rekwizytów” epoki stalinowskiej – portrety przywódców ZSRS (poza wizerunkami „wodza rewolucji” Włodzimierza Lenina) i hołubieni przez propagandę przodownicy pracy. Brak uczestnictwa w pochodzie nie wiązał się również z dużym ryzykiem utraty pracy. W przemówieniu Władysława Gomułki nie pojawiały się wątki dotyczące konieczności nasilenia walki z „krajami imperialistycznymi”, ale raczej podjęcia współzawodnictwa. „O tempie naszego marszu naprzód w ostateczności decyduje bowiem człowiek – jego poziom, jego praca, jego patriotyzm, jego poczucie społeczne, jego twórcza i dalekosiężna myśl” – zaznaczał nowy lider PZPR. Gomułka nie odniósł się w żaden sposób do entuzjazmu społecznego października 1956 r., który wyniósł go do władzy. Wydaje się, że był to jeden z kolejnych przejawów końca odwilży.

Advertisement

 

Rozczarowanie rządami Gomułki i wydarzenia roku 1968 skłoniły środowiska studenckie do protestu przeciwko represjom. Do najbarwniejszego doszło we Wrocławiu, gdzie studenci przemaszerowali przed trybuną honorową z hasłami: „Prawdę dziś mówi +Miś+ oraz „Czytajcie +Świerszczyk+, bo nie kłamie”. Ironicznie skandowano także imię I sekretarza, naśladując w ten sposób zwyczaje partyjne. Podobnie było w maju 1971 r., kilka miesięcy po masakrach na Wybrzeżu.

 

Atmosfera 1 maja w latach siedemdziesiątych miała być w zamierzeniu władz partii bardzo swobodna. Polska Kronika Filmowa ukazywała święto 1 maja raczej jako radosny dzień skupiający przedstawicieli wszystkich profesji. Szczególnie okazale wyglądał warszawski pochód 1 maja 1975 r. – u szczytu okresu gierkowskiej prosperity. Propagandowa narracja PKF niemal całkowicie pomijała ideologiczny wymiar święta. Przypominano jedynie o sukcesach ostatniego czterolecia. „Na VII Zjazd Partia przyjdzie z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i programem dalszego rozkwitu Polski”. Kamery pokazywały ujęcia z wnętrza pochodu. Skupiały się one nie tylko na robotnikach reprezentujących kluczowe zakłady przemysłowe, ale również na hołubionych przez władzę luminarzach polskiej kultury, szczególnie popularnych aktorach i reżyserach filmowych. Ogromną siłę przyciągania miały też imprezy odbywające się po zakończeniu wiecu, na których można było kupić „towary deficytowe” – słodycze czy owoce cytrusowe.

Advertisement

 

W 1981 r. do oficjalnych obchodów przyłączali się działacze „Solidarności”. Biuro Polityczne KC PZPR odnotowało wiele przypadków „nacjonalizmu i antyradzieckości”. Od roku 1982 wiele świąt 1 maja przeradzało się w zamieszki. W 1985 r. oficjalny pochód w Gdańsku został niemal całkowicie rozbity nie przez „Solidarność”, która zorganizowała niewielki marsz prowadzony przez Lecha Wałęsę, lecz anarchistyczny Ruch Społeczeństwa Alternatywnego. W 1986 r. opozycji udało się zmniejszyć frekwencję na pochodach dzięki akcji telefonów do zakładów pracy – rozmówcy podszywali się pod działaczy miejscowych komitetów partyjnych i zawiadamiali, że z powodu katastrofy w Czarnobylu obchody odwołano. W latach osiemdziesiątych ciężar autentycznego święta pracy przejęły organizowane przez ks. Jerzego Popiełuszkę pielgrzymki ludzi pracy na Jasną Górę.

 

Wyjątkowy wymiar miały obchody z 1 maja 1989 r. W atmosferze pierwszej w dziejach PRL prawdziwej kampanii wyborczej ulicami Warszawy przeszedł legalny pochód opozycji, który wyruszył sprzed grobu ks. Popiełuszki przy żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki. Na trasie prowadzącej na Podzamcze skandowano m.in. hasła: „Precz z komuną” i „Nie stój z boku, chodź na pochód”. Niezwykle blado wyglądał z kolei zorganizowany przez władze wiec na placu Zwycięstwa. „Wartki bieg wydarzeń odmienia naszą rzeczywistość. Łatwo nieraz o utratę równowagi, poczucia kierunku, a my musimy iść tylko naprzód, usuwać wszystko to, co się przeżyło, bronić tego, co trwałe, rozwijać to, co jest jutrem socjalizmu” – stwierdził I sekretarz KC PZPR Wojciech Jaruzelski. Zaledwie kilka miesięcy później miało się okazać, że był ostatnim przywódcą swojej partii, który przemawiał 1 maja. W 1989 r. tradycję pochodów, które były już tylko cieniem dawnych uroczystości, udało się podtrzymać m.in. w Bydgoszczy, Poznaniu i Szczecinie. Gdzie indziej ograniczano się do wieców i festynów.

Advertisement

 

Po 1989 r. widoczny w sferze publicznej stał się również religijny wymiar obchodów tego dnia. 1 maja jest także Świętem Józefa Rzemieślnika. Proklamował je papież Pius XII 1 maja 1955 r. W nauczaniu Kościoła kształtowanym od pontyfikatu Leona XIII znaczenie pracy jest jednym z najważniejszych elementów rozważań o społeczeństwie. „Praca ludzka stanowi klucz, i to chyba najistotniejszy klucz, do całej kwestii społecznej, jeżeli staramy się ją widzieć naprawdę pod kątem dobra człowieka” – podkreślał papież Jan Paweł II w encyklice „Laborem exercens”. Najważniejszym ośrodkiem kultu św. Józefa w Polsce jest Narodowe Sanktuarium pod jego wezwaniem w Kaliszu. 1 maja przybywa tam Ogólnopolska Pielgrzymka Pracowników i Pracodawców, organizowana przez NSZZ „Solidarność”.

 

Ustawa z roku 1950 w niezmienionym kształcie obowiązywała przez ponad pół wieku. W styczniu 2007 r. Sejm RP uchwalił jej nowelizację. „W hołdzie wszystkim tym, którzy swoją pracą tworzyli wielkość Naszej Ojczyzny, wspierali jej rozwój i budowali przyszłość dla następnych pokoleń, dla podkreślenia wartości pracy ludzkiej – rozumianej jako moralny obowiązek człowieka, ale też jako doskonalenie świata nas otaczającego – dokonującej się poprzez wszechstronny rozwój osoby ludzkiej, w trosce o zachowanie godności pracy ludzkiej i wiążącej się z tym wolności i mądrości” – brzmi nowa preambuła uzasadniająca zachowanie Święta Pracy. (PAP)

Advertisement

Continue Reading

Wiadomości

Niewiarygodne! Te kwiaty mogą wylądować na talerzu!

Published

on

By

fot. PAP

Niewiarygodne! Wiele kwiatów, które są dostępne w kwiaciarniach może znaleźć swoje miejsce na talerzu. Mogą być z powodzeniem m.in. dodawane do sałatek, dań mięsnych czy jako składniki ciast – mówił dr n. med. Sławomir Dudek z Wydziału Nauk Farmaceutycznych Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.

– Nie mamy oporów przed schrupaniem korzenia marchwi, liści sałaty, owocu pomarańczy, nawet skubiemy nasiona dyni. Ale czy równie chętnie sięgamy po jadalne kwiaty? A i owszem. Część z nich spożywamy wraz z codziennymi posiłkami, choć możliwe, że nie przywiązujemy do tego wagi – zauważył dr Sławomir Dudek, cytowany w informacji prasowej uczelni.

 

Popularnym jadalnym kwiatem, który możemy znaleźć w kwiaciarni są goździki, które wykazują korzystny wpływ m.in. na układ nerwowy i pokarmowy. Można dodać je do sałatek, a kandyzowane mogą być podawane z deserami. Produkuje się z nich również syropy lub marmolady.

 

Advertisement

Kolejnym kwiatem, który może służyć jako przekąska jest liliowiec ogrodowy. Jego kwiaty mają m.in. właściwości antyoksydacyjne czy przeciwdepresyjne. Inną rośliną, która kojarzy nam się bardziej np. z kwietnikiem niż kuchnią jest piwonia. Kwiaty mają właściwości przeciwalergiczne oraz zapobiegające chorobie wieńcowej.

 

Ogórecznik zwyczajny, którego kwiaty smakiem przypominają ogórek, był dawniej dodawany jako składnik zimnych napojów orzeźwiających. Może być też wykorzystywany jako środek wspomagający oczyszczanie organizmu z toksyn oraz odchudzanie.

 

Advertisement

Jadalnymi kwiatami są także: bratek, chaber, cykoria, fiołek, forsycja, jaśmin, lawenda, nagietek czy róża.

 

Jak zaznaczył dr Dudek, jadalna część brokułu jest także kwiatostanem, nazywa się ją różą; zawiera ona dużą ilość witamin, karotenoidów, flawonoidów oraz błonnika. Cechuje się m.in. właściwościami przeciwutleniającymi, przeciwnowotworowymi oraz hipoglikemicznymi.

 

Advertisement

Kolejnym jadalnym kwiatem jest karczoch, który po usunięciu zewnętrznych łusek nadaje się do spożycia. Kwiat ma właściwości wspomagające wątrobę, a ponadto uważa się, że jest to afrodyzjak. Można również zjeść kwiaty kaparów, cukinii, dyni i kalafiora.

 

– Jednak na tym opcje się nie kończą! Jeśli sięgniemy po przyprawy, szybko okaże się, że i tam są obecne kwiaty. Jedną z najdroższych przypraw jest szafran uprawny, który już od wieków ceniony był jako przyprawa, barwnik, a nawet składnik perfum. Spośród wielu związków, które zawiera warto wymienić krocynę, odpowiedzialną za poziom hormonów szczęścia – zwrócił uwagę naukowiec.

 

Składnikiem ziół prowansalskich używanych w Niemczech jest kwiat lawendy. Jadalna (w ograniczonej ilości) jest też czapetka pachnąca, znana szerzej jako goździkowiec wonny. Popularne w kuchni, głównie zimą, są “goździki”, czyli wysuszone, zamknięte pąki kwiatowe czapetki. Ich żucie zmniejsza dolegliwości ze strony bolących zębów oraz korzystnie wpływa na układ pokarmowy. (PAP)

Advertisement

Continue Reading

Advertisement
Advertisement